Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i uroczej, a przytem tak złej! Na jakimś gdzieś zakręcie, spotykamy wolno puszczonego konika; a choć był akurat tyciusieńki jak nasze, krew miał bardzo gorącą i temperament widać wojowniczy — bo obcesowo uderzył na konia Samsona, który mężnie chciał placu dotrzymać. Skończyło się wszystko na niesłychanym kwiku i bastonadzie — i pojechaliśmy dalej. Niedaleko przed rezydencyą naszego gospodarza tutejszego, nagle na skręcie wysunięty z za gęstwiny przecudny obrazek, zatrzymał nas chwilę. Oto dwoje ludzi czy dzieci, na ogromnym słoniu sobie jechało. By nam wolny przejazd zostawić, stanęli. W ramach z tej cudnej zieloności, słoń i ci ludzie na nim — godny doprawdy Hildebrandta temat do obrazu.
Nasz »Girardi« i brat jego czekali z gotowym podwieczorkiem. Nim go podano, jeszcze wdrapujemy się z ministrem na ogromną, jak na Syam, starą wieżę. Była to strażnica. Schody jeszcze wcale nie źle utrzymane, bo kamienne. Widok cudowny, niezmierzony, choć smutny, bo prócz nieba i czerwonej kuli słońca, na ziemi jedno wielkie, nieprzerwane morze zieloności. Ni rzeki, ni pól uprawnych, ni żadnych zabudowań ludzkich, nic nie widać, wszystko w tej topieli zielonej zagubione; tylko w dali sterczały mury owej świątyni bronzowego Buddy. Ku północy patrzymy, czy nie dojrzymy choćby cienia gór północnych; ani śladu — za daleko; a przytem wieczna mgła nad całym dolnym Syamem wisi; a raczej nie mgła to, lecz para — ziemia się poci pod wieczór. Podwieczorek nasz, to herbata i gotowane mleko kokosowe z cukrem, zabarwione na czerwono! Chciałem spróbować żuć bettel — alem przecież nie spróbował naprawdę, obąwiającsię złych skutków dla mego i tak po syamskiem śniadaniu nieco w złym humorze będącego żołądka.
Nareszcie więc chwila odjazdu nadchodzi. Na noc wracamy do Bang-Pa-In. Wieczna szkoda, że dalej w górę Menamu puścić się nie można było; czas ministra był ograniczony; za dni kilka statek do Singapore odchodził; trzeba było wracać do Bang-kok. Niestety nie byłem odpowiednio wybrany, by módz na swoją rękę podjąć jakąś ekspedycyę