wokoło się uginają. Zwiedzenie świętego Miasteczka brahminów, zajmuje nam pół dnia. Zamieszkują tu wyłącznie należący do kasty brahminów, których poznać po sznureczku, przewieszonym przez biodra. Ciekawe są ich świątynie; u każdej przed wejściem leży święty wół, zwykle ze srebra, którego każdy wchodząc pokrapia wodą, dotyka się, ubiera kwiatami, a palcami uświęconymi tem dotknięciem, przeciera sobie oczy i czoło. Również ciekawe są dzwonki, wiszące u wejścia; każdy wchodząc dzwoni, żeby się zameldować bogom, a zwłaszcza Wisznu, że przychodzi się modlić. Co tu mówić o ich religii? tyle już tomów o niej napisano, a ile więcej powstałoby tomów z tego, co w niej jeszcze nie zbadane! Przedmiotem ich czci, nie jedno lub kilka bóstw, z pewnemi własnemi im imionami i własnościami, ale siła rodząca, mnożąca, więc wszystko, co w przyrodzie ma związek z mnożeniem się danego gatunku. Stąd cześć dla lingamu; wszystko, co w naturze choćby tylko przypominało lingam, jest czczone, i znajduje w świątyniach, obrazach, a zwłaszcza w architekturze, jak najczęstsze i najróżnorodniejsze zastosowanie i reprodukcyę. Stąd cześć dla drzewa, zwanego ficus sacra, które wypuszczając z konarów odnogi ku ziemi, coraz to nowe, idące w setki, tworzy drzewa wkoło pnia głównego, i tak staje się żywym obrazem siły rozrodczej natury. Stąd pochodzą te zresztą dla nas niepojęte sztuki niektórych fakirów. Dziwnie przy takich pojęciach religijnych, przy tych kostyumach, zwłaszcza kobiet, do połowy i to ledwo przykrytych — dziwnie słyszeć o moralności, a zwłaszcza o wstydliwości tego ludu. Widocznie wszystko to tylko kwestya konwencyi.
Potrąciłem w ostatnim liście o religię Hindusów. Dziś już chyba wyczerpano ten temat w literaturze światowej, odkryto jej proces powstania, strukturę, myśl przewodnią. Ale o wiele mniej niż religię, zda mi się, zna Europa sa-