Strona:PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Biedak on jak na torturze,
Widząc, jaki los go czekał,
Próżno się wił i zarzekał,
Że o żadnym już Mazurze
Płochego słowa nic powie.
Chorąży nie był z tych rzędu,
Co przebaczą ujmę względu.
Trzymał ciągle — już staw blisko —
Chorążyna to widziała,
I na takie widowisko,
Nie wiele myśląc, zemdlała.
Już téż stanęli przy stawie:
Tam niebogi zimorodek,
Drżący jak liść, bez tchu prawie,
Został rzucon na sam środek.
«Nie w Mazowszu, nie w mym rodzie
Są piskorze, ale w wodzie,»
Rzekł Chorąży, spokojniutki,
Jakby muchę wparł do wina.
Pluskał ci się on chudzina
Z gardła krzycząc, czas nie krótki;
Aż w reszcie udobruchany
Mój antenat, niechcąc chłostać
Śmiercią choćby poganina,
Kazał go z wody wydostać,
I odstawić na dryndulkę.
Sam po téj sprawie honoru,
Żywo pośpieszył do dworu,
Uspokoić swą Puziulkę.