Strona:PL Paszkowski - Poezye tłumaczone i oryginalne.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Ten cham, truteń» — nagle fuknął,
Co on tam pod nosem mruknął?
Spasły piskorz! — Mocna plago!
Na patrona wszystkiej szlachty!
Dam mu morał, pośle ja go
Z Belzebubem kleść konszachty!»
J wyruszył całem ciałem.
Owa jurna sztuczka kusa
Widząc, jak Jespan Chorąży
Z nienajmilszym kordjałem,
Przeklinając, za nim dąży;
Zapomniawszy głowy w trwodze,
Miasto puścić nogom wodze,
Dalejże na wierzbę hussa!
Kat mu przyszedł z tej uchrony,
Bo chorąży pochwyciwszy
Drzewo silnemi ramiony,
Tak niem wstrząsł, że skurczypałka
Stoczył się jak ulęgałka.
«A tuś bratku! — Pójdże — za się.»
Rzekł, i w tymże samym czasie
Ujął go garśćmi krzepkiemi,
I jak wiórek zdjąwszy z ziemi
Wzniósł na bary jak barana.
«Zaśpiewasz mi dana, dana,
Piński djable, w kuséj płachcie.
Śmiesz ubliżać polskiéj szlachcie?
Chrzcisz piskorzy, Filistynie?
Zaraz ja ci chrzest uczynię.»
I tak go niósł ku stawowi;