Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzisz, w jaki sposób dowiedziałaby się o tem ludzkość?
Wstał i mówił gorączkowo, wymachując długą, żylastą ręką.
— Ależ, pozwólcie, nikt nie może być obojętny względem przyszłej ludzkości! Wszystkie cierpienia ludzi, tych, którzy żyli przed nami i którzy żyją teraz, konieczne są po to, by zapewnić szczęście przyszłym pokoleniom. Nastanie dzień, gdy nikt już cierpieć nie będzie...
Włóczęga przerwał mi ruchem, pełnym pogardy:
— Zrozumże pan, że ja nie chcę być niewolnikiem tych przyszłych ludzi.
I cóż przyjdzie mnie i milionom takich, jak ja, z tego, że kiedyś tam, za dziesięć tysięcy lat, ludzie będą żyć w ogrodach rajskich, czy też coś w tym rodzaju. Ja chcę żyć, i ci wszyscy, co pomarli, nie doczekawszy się tego pańskiego raju na ziemi, również żyć chcieli. Szczęście potrzebne im było dla nich samych, a nie dla jakichś tam nieznanych ludzi rajskich czasów.
Nie wiedziałem, co powiedzieć na tę krótkotrwałą mowę, wypowiedzianą z ogromnym żalem i gniewem, i w milczeniu spoglądałem na wychudłą twarz mego rozmówcy, oświetloną słabem, błękitnem światłem.
— Tak, za całe szczęście tej przyszłej ludzkości nie oddam ani jednego dnia mego życia. I na czemże będzie polegało to przesławne szczęście? Ja teraz już nienawidzę tych pańskich zdrowych,