Strona:PL Ostatnie dni świata (zbiór).pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Opuszczając się przed wspaniałym portykiem świątyni Wiedzy, przyozdobionym napisem: „Rozum jest bardziej bezgraniczny, aniżeli świat“, słyszałem wycie gromady dzikich i świst elektrycznych nahajek, przy pomocy których policjanci rozpędzali półludzi.
Przed końcem świata zdziczeli ludzie zaludniali okolice wszystkich wielkich miast, wiodąc bezustanną walkę z cywilizowanem społeczeństwem. Jeśli chodzi o ścisłość, to miasta tworzyły właściwie niewielkie oazy wśród olbrzymich przestrzeni, gdzie nędza, głód i występek zabijały postęp. Rząd oraz liczne gminy religijne niejednokrotnie wysyłały w te opuszczone pola misjonarzy i kaznodziei, tak samo, jak w starożytności europejczycy wysyłali księży, by oświecić i wprowadzić na drogę cnoty dzikich w pustyniach Afryki i dziewiczych lasach Australii. Na nieszczęście, nasi misjonarze nie cieszyli się powodzeniem i byli zmuszeni ustawicznie wzywać pomocy policji.
Każdy przewrót polityczny, każdy krok na drodze postępu, każda zdobycz w dziedzinie nauki i techniki wyrzucała ze środowiska cywilizowanej ludzkości setki tysięcy i miljony ludzi, którzy, nie znajdując dla siebie miejsca w miastach, zpoczątku powiększali szeregi tych wyrzutków społeczeństwa, co to lokują się, gdzie się zdarzy, wałęsają się bez dachu nad głową pod murami wspaniałych świątyń i pałaców, kryją się po przedmieściach, ale że i tam stanowili zawsze nader niebezpieczny