Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chciałabym, abyś się zakochał. Miłość czyni ludzi dobrymi, a to, co powiedziałeś, było niedobre.
— Mam szesnaście lat, — odpowiedział chłopak, — i wiem, czego chcę. Matka nie zda ci się na nic. Nie umie czuwać nad tobą Wolałbym nie jechać do Australji. Mam wielką chęć zrezygnować z tego. Zrobiłbym to, gdybym nie podpisał już umowy.
— O, nie bądź tak poważny, Jim. Jesteś zupełnie niby jakiś bohater z tych głupich melodramatów, w których mama grywała tak chętnie. Nie mam zamiaru spierać się z tobą. Widziałam go, a widzieć go tylko, ach! to prawdziwe szczęście. Nie kłóćmy się. Wiem, że nie uczynisz nic złego człowiekowi, którego ja kocham, nieprawdaż?
— Dopóki ty go kochasz, z pewnością nie, — brzmiała ponura odpowiedź,
— Ja go będę zawsze kochała! — zawołała Sybilla.
— A on?
— Także zawsze!
— Tem lepiej dla niego.
Cofnęła się od niego. Potem roześmiała się i położyła mu dłoń na ramieniu. Był przecież chłopcem tylko.
Koło Łuku Triumfalnego wsiedli do omnibusu, który zawiózł ich prawie do samego ubogiego domu na Euston Road. Było już po piątej i Sybilla musiała się położyć trochę przed przedstawieniem. Jim nalegał na to, mówiąc, że woli pożegnać się z nią w nieobecności matki. Napewno zrobiłaby z tego scenę, a on nienawidził scen.
Pożegnali się w pokoju Sybilli. W duszy chłopca wrzała zazdrość i dumna, śmiertelna nienawiść do nieznajomego, który, jak sądził, wkro-