Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sir Tomasz zmarszczył czoło. — Obawiam się, że siostrzeniec pani jest uprzedzony do tego wielkiego kraju, — rzekł do lady Agaty. — Zwiedziłem go całkowicie i to w specjalnym wagonie dyrektorów, którzy przy takich okazjach są wyjątkowo uprzejmi. Zapewniam panią, że taka podróż jest prawdziwie kształcąca.
— Ale czy do naszego wykształcenia potrzeba kaniecznie, abyśmy widzieli Chicago? — zapytał mr. Erskine głosem skargliwym. — Czuję się już niezdolnym do tej podróży.
Sir Tomasz zrobił ruch ręką. — Mr. Erskine of Treadley ma świat w swojej bibljotece. My ludzie praktyczni wolimy widzieć rzeczy, niż czytać o nich. Amerykanie są ciekawym narodem. Są oni absolutnie mądrzy. Mam wrażenie, że to ich cecha charakterystyczna, Tak, mr. Erskine, absolutnie mądrzy ludzie. Zapewniam pana, że w Ameryce niema głupoty.
— To straszne! — zawołał lord Henryk. — Mogę znieść brutalną siłę, ale brutalny rozum jest nie do zniesienia. To takie niedystyngowane. To zaprzecza intelektowi.
— Niezupełnie pana rozumiem, — rzekł Sir Tomasz, czerwieniąc się.
— Ja rozumiem, lordzie Henryku, — mruknął mr. Erskine z uśmiechem.
— Paradoksy są piękne i dobre... — podjął baronet.
— Czy to był paradoks? — zapytał mr. Erskine. — Nie sądziłem. A może jednak. Ale droga paradoksów jest drogą prawdy. Aby zbadać rzeczywistość, trzeba jej kazać tańczyć na linie. Gdy prawdy stają się akrobatami, można je sądzić.