Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeżeli tak jest, to nie wybaczył ci tego nigdy. Jest to cechą ludzi nudnych. Ale co się stało z tym cudownym pertretem twoim, który malował Bazyli? Zdaje się, że od czasu ukończenia nie widziałem go więcej. Ach! Przypominam sobie, opowiadałeś mi przed laty, że wysłałeś go do Selby, a po drodze obraz zginął, czy został skradziony. Nie odzyskałeś go już? Jaka szkoda. To było prawdziwe arcydzieło. Pamiętam, że chciałem go kupić. Szkoda, że tego nie zrobiłem. Pochodził z najlepszego okresu twórczości Bazylego. Od tego czasu dzieła jego stanowiły ową dziwną mieszaninę kiepskiej umiejętności i dobrych chęci, co daje każdemu artyście prawo do miana reprezentanta sztuki brytyjskiej. Czy ogłaszałeś wówczas zgubę? Powinieneś był.
— Nie pamiętam, — rzekł Dorjan. — Przypuszczam, że ogłaszałem. Ale nigdy tego obrazu prawdziwie nie lubiłem. Żałuję, że pozowałem do niego. Wspomnienie jego jest mi nienawistne. Dlaczego mówisz o nim? Przypomina mi zawsze te dziwne wiersze — z „Hamleta" zdaje się — jakże one brzmią? —

„Niby obraz bólu,
Oblicze bez serca".

Tak: ten portret był taki.
Lord Henryk roześmiał się. — Jeśli człowiek ujmuje życie z punktu widzenia artystycznego, głowa jest dlań sercem, — odpowiedział, siadając na fotelu.
Dorjan Gray potrząsnął głową i uderzył kilka cichych akordów na fortepianie. — Niby obraz bólu, — powtórzył, — oblicze bez serca.