Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żaniu. Jeśli ganimy siebie, czujemy, że nikt nie ma do tego prawa. Nie kapłan, lecz spowiedź daje rozgrzeszenie. Gdy Dorjan ukończył list, czuł, że przebaczono mu.
Nagle zapukano do drzwi, usłyszał głos lorda Henryka. — Mój drogi chłopcze, muszę z tobą pomówić. Wpuść mię. Nie wolno ci się tak zamykać.
Nie odpowiedział odrazu, lecz zachowywał się zupełnie cicho. Pukanie powtórzyło się, głośniejsze tym razem. Tak, lepiej wpuścić lorda Henryka i wytłumaczyć mu, że chce rozpocząć nowe życie, posprzeczać się z nim, jeśli to będzie konieczne, zerwać z nim, jeśli się to okaże nieuniknione. Podbiegł do obrazu, zasłonił go parawanem i otworzył drzwi.
— Bardzo mi przykro z powodu całej tej sprawy, Dorjanie, — rzekł lord Henryk, wchodząc. — Ale nie powinieneś myśleć o tem za wiele.
— Mówisz o Sybilli Vane? — zapytał Dorjan Gray.
— Tak, oczywiście, — rzekł lord Henryk, siadając na krześle i zdejmując wolno żółte rękawiczki. — Straszne to poniekąd, ale nie twoja w tem wina. Powiedz mi, czy byłeś u niej za kulisami i widziałeś się z nią po przedstawieniu?
— Tak.
— Wiedziałem. Urządziłeś jej scenę?
— Byłem brutalny, Harry — poprostu brutalny. Ale teraz wszystko już dobrze. Nie żałuję tego, co się stało. Nauczyło mię to znać lepiej siebie samego.
— Ach, Dorjanie, cieszę się, że się na to tak zapatrujesz! Obawiałem się, że zastanę cię pogrążonego w skrusze i szarpiącego swe piękne loki.
— To wszystko już było, — rzekł Dorjan,