Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy służący podał kawę i papierosy i skierował się ku drzwiom, uczuł dziką potrzebę zatrzymania go w pokoju. Gdy drzwi zamknęły się za nim, zawołał go z powrotem. Służący przystanął, czekając na rozkazy. Dorjan patrzał na niego przez chwilę. — Niema mnie dla nikogo w domu, Wiktorze, — rzekł z westchnieniem. Służący ukłonił się i wyszedł.
Potem wstał od stołu, zapalił papierosa i rzucił się na tapczan z kosztownemi poduszkami, stojący naprzeciw parawanu. Był to stary parawan ze złoconej skóry hiszpańskiej, tłoczony w bogaty wzór w stylu Louis Quatorze. Przyglądał mu się prawie z ciekawością i rozmyślał nad tem, czy krył on już kiedy przedtem tajemnicę życia ludzkiego.
Czy ma go wogóle odsunąć? Dlaczego nie pozostawić go na miejcu? Naco świadomość? Jeśli to prawda, to straszne. Jeśli nieprawda, poco się niepokoić? Ale co będzie, jeśli przez fatum lub straszliwy przypadek obce oczy zajrzą za ten parawan? Co zrobić, jeśli Bazyli Hallward zapragnie ujrzeć swój obraz? Bazyli uczyni to niezawodnie. Nie; trzeba rzecz sprawdzić natychmiast. Raczej wszystko inne, niżeli ten straszny stan niepewności.
Wstał i zamknął obydwoje drzwi. Chciał być przynajmniej sam, patrząc na maskę swojej hańby. Potem odsunął parawan i spojrzał sobie samemu twarzą w twarz. To była zupełna prawda. Portret uległ zmianie.
Jak sobie później często przypominał, a zawsze z jednakowem zdziwieniem, początkowo oglądał portret z uczuciem niemal ciekawości uczonego. Wydawało mu się nieprawdopodobnem, że zmiana taka mogła zajść. A jednak tak było.