Strona:PL Oscar Wilde - Portret Dorjana Graya.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sunęly wolno po pustej, gładkiej ulicy. Powietrze ociężałe było od zapachu kwiatów, a piękno ich zdało się koić balsamem jego ból. Poszedł za wozami na rynek i ujrzał, jak zdejmowano ładunek. Handlarz w białej sukmanie zaofiarował mu wiśnie. Podziękował mu, dziwiąc się, że nie chciał przyjąć pieniędzy, potem zaczął automatycznie jeść. Zerwane były o północy, przeniknął je chłód księżyca. Szereg chłopców, niosących w koszach nakrapiane tulipany i róże, żółte i czerwone, przeszedł obok niego, przeciskając się między wielkiemi bladozielonemi stosami jarzyn. Pod portykiem o szarych, spłowiałych na słońcu kolumnach kręciła się gromadka brudnych dziewcząt bez kapeluszy, czekając na koniec licytacji. Inne tłoczyły się przed poruszającemi się ciągle drzwiami kawiarenki na Piazza. Ociężałe konie pociągowe stąpały ciężko po kamieniach, potrząsały dzwonkami i uprzężą. Kilku furmanów leżało na workach, śpiąc. Gołębie o irysowych szyjach i nóżkach jak kwiaty, latały dokoła, dziobiąc ziarno.
Po chwili Dorjan zawołał dorożkę i pojechał do domu. Zatrzymał się na schodach i spojrzał na milczący plac o białych, szczelnie pozamykanych oknach z jaskrawemi okiennicami. Niebo było teraz jak czysty opal, a dachy domów lśniły niby srebro. Z jakiegoś przeciwległego komina wzniósł się cienki słupek dymu. Snuł się jak błękitna wstęga w perłowem powietrzu.
W wielkiej, złotej lampie weneckiej, zdobyczy z jakiejś gondoli dożów, zwisającej ze stropu obszernego hall’u wejściowego o dębowej posadzce, paliły się jeszcze w trzech świecznikach migoczące płomienie: wyglądały jak cienkie, niebieskie liście z ognia, otoczone białym żarem. Przykręcił je,