Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wryty, a krew wszystka ze zgrozy tak żywo mu po żyłach krążyła, że się mu zdawało, iż się cała w żar zamieniła. Nakoniec, przestraszony, zmięszany, niewiedząc nawet co czyni, tak śpiesznie uciekać zaczął, jakby jego nogi ziemi niedotykały.
To wszystko i minuty nawet nie trwało; a téj chwili właśnie, kiedy Oliwer ucieczką się ratował, ów staruszek, sięgnąwszy do kieszeni po chustkę, spostrzegł się że jéj niema, żywo przeto na ulicę obrócił, a widząc chłopca z tak szybkim pędem się oddalającego, natychmiast z tego i to słusznie wnosił, że to on mu chustkę skraść musiał; wołając tedy z całéj siły: Łapajcie złodzieja! z książką w ręku za nim pogonił.
Staruszek ten nie był jednak osobą jedyną, która za Oliwerem biegła i wołała.
Smyk i Karolek Bates, niechcąc szybką ucieczką i pędzeniem ulicą zwrócić na siebie uwagi publiczności, schronili się rozsądnie do pierwszéj lepszéj bramy, którą zaraz na zakręcie ulicy spostrzegli. Zaledwie jednak ów hałas i krzyk usłyszeli i Oliwera uciekającego zobaczyli, domyśleli się natychmiast, jak rzeczy stoją i nieomieszkając korzystać z téj pomyślnéj okoliczności, zaczęli wołać i krzyczeć: Łapajcie złodzieja, łapajcie złodzieja! i połączyli się zręcznie z goniącymi za nim dobrymi obywatelami.
Lubo filozofowie znakomici Oliwera wychowali, nie był on wcale obeznany z tą ich piękną zasadą: iż zachowanie samego siebie jest pierwszém prawem przyrody. Gdyby o tém był wiedział, byłaby go może nie tak wielka trwoga i zadziwienie ogarnęło, słysząc swych dwóch towarzyszy za sobą wołających. Lecz że na to