Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 376.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

połowy, a z góry ciec nie przestaje. Nie mając wcale ochoty do dalszej kąpieli, musiałem z łóżkiem emigrować z pod ściany, gdzie ciekło na sam środek sypialni, mówiąc górnym stylem; a wyrażając się po prostu, odsunąłem łóżko o jakie ½ metra co najwięcej, bo dalej już nie było można, wytarłem łóżko, ile się dało i na zwilżonej rogóżce zasnąłem znowu tak smacznie, jak może nie zasypiał jeszcze żaden najzawołańszy śpioch na stosie piernatów. Na drugi dzień, po Mszy św., zobaczyłem, co było powodem tej niespodziewanej spadkowej kąpieli; wiatr wyłamał kilka bambusów, służących za łaty na dachu — dachówki spadły, zaczął deszcz w nocy padać, a że dziura w dachu była prosto nad mojem łóżkiem, rzecz zatem jasna, że się mnie dostało. Dzięki Bogu, że się na tem tylko skończyło, gdyby wiatr był zrobił nie jedną, ale kilka dziur w dachu. Musiałbym rozwinąć parasol i resztę nocy przesiedzieć na łóżku pod parasolem, jak zając pod kapuścianym liściem, innej rady by nie było na razie.
Rozpisałem się nie źle, ale muszę już skończyć, żeby podnocować trochę, a że dziura w dachu naprawiona, więc jakoś to się uda, choć deszcz obecnie znowu pada.
Wszystkich Was razem i każdego z osobna polecam opiece Matki Najświętszej, a moją niegodność waszym modlitwom.

Posługacz trędowatych
X. Jan Beyzym S. J.