Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 350.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieje, jakiego uszedł niebezpieczeństwa przez opuszczenie ziemi i t. d., i t. d. Kiedy tak nieraz myślałem, to mimowoli przychodziło mi na myśl: co bym ja dał za to, żebym mógł wzbudzić tak doskonały akt żalu za grzechy, jak ten dzieciak wzbudził akt wdzięczności, do zupełnego szczęścia nicby mi więcej zgoła nie trzeba było, bo pękłoby mi z pewnością serce przy tym akcie żalu, drapnąłbym z tej ziemi i naturalnie prędzej bym z Panem Jezusem i Najśw. Mateczką był złączony na wieki, a o cóż więcej chodzi. No, no, czy może nie tak?
Pisałem już zdaje mi się kiedyś Ojcu, że mam tu dość zwiedzających budowę, bo wszędzie gadają o tem schronisku. Otóż kiedyś niedawno przyszło kilku czarnych gawronów i zaczęło się gapić. Patrząc na wszystko, zobaczyli nawpół wybudowaną kloakę i nie mogli żadną miarą pojąć, na co taki długi kanał przy domu. Jeden z nich więcej ucywilizowany niby, chociaż swoją drogą niczem się od towarzyszy nie różnił, bo oprócz kawałka lamba, żadnego innego odzienia nie używał, tak im całą rzecz wytłumaczył: wazaha, czytaj waza (cudzoziemiec) mądrze wszystko obmyślają, w domu będą mieszkać wygodnie, a w razie najścia nieprzyjaciela, do tego kanału się pochowają i będą bezpieczni. To tłumaczenie zupełnie zaspokoiło ciekawość towarzyszy czarnego cziczerone, zdaje mi się dlatego, że Malgasze tak samo zawsze robili, kiedy jedno plemię napadało na drugie. W każdym domu malgaskim był wykopany dół wewnątrz domu, zamykający się drzwiczkami, czy czymś w tym rodzaju. Kiedy nieprzyjaciel okrążył dom, wtedy wszyscy mieszkańcy, znajdują się wewnątrz domu, chronili się do tej jamy i zamykali otwór u góry; pod otworem stał jeden ze schronionych tam ludzi z dzidą lub czemkolwiek ostrym w ręku, i jak tylko nieprzy-