Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 330.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzeźwe i wesołe po swojemu wychwala wszechmoc Stwórcy, jeden tylko człowiek pod brzemieniem grzechu, którego rany pokrywają całe jego ciało, albo co gorzej duszę, smutny i ponury pochyla się ciągle do tej ziemi, od której trudno mu serce oderwać. A tak, niestety, przedstawia się teraz świat cały. Miłosierdzie Boże widzę w tem wszystkiem równocześnie — Pan Jezus chłoszcze, pokrywa ranami, każe cierpieć, bośmy na to zasłużyli, a mimo to miłość jego ku nam nie ma granic, nie brzydzi się wcale wchodzić do tych plugawych, gnijących ust trędowatych swoich dzieci i do bez porównania plugawszego i szkaradniejszego serca ich niegodnego posługacza, wszystkich nas bez wyjątku chce mieć u siebie na wieki. Te dwie myśli często mi przychodzą i nie wiem, cobym dał, żebym tylko mógł sam z nich skorzystać jakby można i trzeba, i moim czarnym pisklętom wytłómaczyć to należycie i tym sposobem podnieść nieco ich dusze do Boga.
Wy teraz często żalicie się na upały, a my przeciwnie, kulimy się, bo lipiec takie ma tu znaczenie, jak w Europie grudzień. W dzień nie zimno, kiedy słońce grzeje i niema silnego wichru, ale w nocy daje się zimno czuć nie źle.
Od kilku lat żywię się przeważnie ryżem, a dopiero niedawno dowiedziałem się, że korzeń ryżu to silna trucizna, ugotować ten korzeń i napić się tej herbatki, do dobry paszport na tamten świat.

Moi chorzy zaglądają ukradkiem, t. j. kiedy robotników niema, do nowej budowy i kontenci, że robota postępuje i codziennie modlą się za łaskawych ofiarodawców, jak żywych, tak zmarłych. Mimo to jednak ja im od czasu do czasu przypominam ten obowiązek dla bezpieczeństwa, żeby nie zapomnieli czasem, sam zaś odprawiam co tydzień jedną Mszę św., t. j. 4 co