Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedziałem, że wiem o tym zwyczaju, bo i za morzem jest on także, a przytem dodałem: macie dowód, że i ja dobrze zachowuję ten zwyczaj, bo ot np. kiedy mówię do niej (pokazałem na tę trzyletnią dziewczynkę), to nazywam ją babką. Jedna z chorych mówi, żebym nie nazywał tej dziewczynki babką ale babunią, to będzie jakoś lepiej. Roześmiali się chorzy i od tego czasu nazywają to dziecko moją babunią. Byłem raz między chorymi, podchodzi do mnie moja babunia, czepia się jedną ręką za mój pas, a drugą ręką zaczyna szukać coś w kieszonce od zegarka; patrzymy wszyscy, co to z tego wyjdzie, a babunia z nieukontentowaniem mówi: »Ojcze, niceś dla mnie nie przyniósł.« Nie długo trwał smutek, bo zaraz przyniosłem jej kawałek chleba i dobry humor znowu powrócił. Zdarzy się wprawdzie nieraz, że babunia przeżegna się lewą ręką, ale cieszy mnie, że ona już modli się i śpiewa w kościele razem ze wszystkimi, a jak Bóg pozwoli, to może wkrótce zaczniemy się uczyć katechizmu.
Tyle na razie z naszego codziennego życia mogę Ojcu donieść; nic u nas nowego nie zaszło. Ten list już pewno zastanie Ojca w domu po misyi bośniackiej, dlatego proszę, żeby Ojciec, znalazłszy kiedy chwilkę czasu, napisał mnie kilka słów o sobie, t. j. jak się misya powiodła, czy wrócił Ojciec zdrowo i cało do domu i t. d. Jeśli Ojciec może i łaskaw, to proszę nie zapominać o nasieniu brzozy i grabu dla mnie.
W tych dniach idę do Tananariwy, żeby się dowiedzieć, na czem stanęło wreszcie z gruntem pod schronisko; może Bóg pozwoli, że będę mógł w przyszłym liście co pomyślnego donieść w tym względzie. Tymczasem bardzo a bardzo proszę drogiego Ojca o pamięć w modlitwach.