Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek!? no, no, prawdziwie »powiedział, co wiedział« jak to mówią. U mnie, dzięki Bogu, ospa skończyła się na jednym tylko wypadku, nie rozeszła się między innych, a i ten jeden wyzdrowiał z niej.

Ten rok na Madagaskarze wyjątkowy. Deszcze zwykle zaczynają się tutaj już w listopadzie na dobre, a teraz jeszcze nie było wcale deszczu. Ryż nie rośnie inaczej, jak w bagnie, mając najmniej za 1 ct. wody. Obecnie ryż zasiany zeszedł, ale ryżowiska wyschły kompletnie, tak że gdzie było rzadkie błoto przedtem, tam teraz twarda popękana ziemia. Malgasze dobrze skrobią się po głowie, bo jeżeli jeszcze nieprędko zacznie się deszczowa pora, to grozi głód, albo co najmniej niesłychana drożyzna. Może sobie drogi Ojciec łatwo wystawić, jakim ja okiem spoglądam w przyszłość, mając tyle zgłodniałych zawsze piskląt do wyżywienia. Cha, dziej się wola Boża! staram się nie myśleć nawet o tem (nie udaje się mi to jednak) niech Najśw. Matka radzi o swojej chorej czeladzi, Ona łatwo zapobiegnie złemu, Panią jest wszechwładną i najmiłosierniejszą zarazem, więc i o moich biedakach nie zapomni, ja tylko ciągle Jej się o to naprzykrzam.
Z prawdziwą wdzięcznością i ukontentowaniem zarazem, widziałem wykaz ofiar dla moich chorych w »Rocznikach Rozkrzewiania Wiary«. — Wszystkim ofiarodawcom naszym, ja razem z mojemi czarnemi pisklętami pokornie dziękujemy za łaskawą jałmużnę, a Matka Najśw. stokrotnie im to wynagrodzi; codziennie prosimy Ją o to, modląc się za naszych dobroczyńców. Jeszcze wprawdzie bardzo wiele mi brakuje, ale, jak tak pójdzie nadal z jałmużną jak teraz, może już niezadługo będę mógł zaczynać budowę upragnionego i niezbędnego schroniska.