noszę codzień trochę zupy. Wszystko to zdaje się niewiele mogłoby pomóc, jednak już trzecia pora roku zmienia się od tego czasu, a ja pochowałem wszystkiego dwóch, którzy umarli z trądu (jedna staruszka mająca już może więcej niż 60 lat, a drugi to ten Michał, o którym Ojcu nieco szczegółów opisałem), a z głodu nikt nie umarł. Było między moimi chorymi w tym przeciągu czasu dość rozmaitych kłopotów, jak: febra, reumatyzmy, rozmaite żołądkowe choroby i t. p. skutki grzechu pierworodnego to prawda, ale nikt jeszcze oprócz tych dwóch nie umarł, gdy tymczasem przedtem, t. j. nim dostałem te pieniądze, za które dokupiłem ryżu, co tydzień regularnie 3, 4, albo i więcej pogrzebów.
Gadanina funta kłaków nie warta; »przy zmianie pory roku, wielu ich umiera w jesieni«, jak niema co jeść, to nietylko trędowaci, ale najzdrowsi mrą jak muchy. Ot, jak trzy pory roku zmieniło się, a jeszcze u mnie nikt nie umarł od zmiany pogody. Tymczasem tyle; da Bóg życia, to wkrótce znowu zabiorę Ojcu trochę czasu na czytanie mojej bazgraniny. Bardzo proszę o łaskawą pamięć w modlitwach.