Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się choremu (owinąwszy ją szmatką, żeby nie raniła) do ręki i tym sposobem, choć wprawdzie nie arcywygodnie, ale sam może łyżką jeść, bez tych blaszek muszą jeść jak zwierzęta prosto z miski. (Zob. rycinę na str. 159). Radbym mieć coś praktyczniejszego dla tych biedaków do przymocowania łyżki, ale nic jeszcze nie wymyśliłem. Gdyby Ojcu co przyszło na myśl, proszę z łaski swej do mnie napisać. Wnętrze izby i gotowanie ryżu — całe bogactwo izby składa się z tej podartej rogóżki na ziemi i paru garnków; to co na fotografii widać na ścianach, to nic zgoła nie jest, są to tylko plamy porobione przez ściekający deszcz. Rynka podparta dwoma kamykami i przykryta pokrywką, stanowi całą kuchnię. Pod tę rynkę podsuwa chory zapaloną trawę i tym sposobem gotuje ryż, czy co mu tam Bóg da na obiad lub kolacyę. Garnek obok rynki stojący, stanowi spiżarnię — w nim chowa się ryż, a we wielkim garnku w kącie izby, woda do picia i gotowania — ot i cały apartament najszczegółowiej opisany. (Zob. rycinę na str. 163).
Z tych kilku fotografij może Ojciec łatwo sobie wystawić, co to czasu stracić i co nacierpieć się muszą biedni chorzy, nim zaradzą sobie w tem wszystkiem, co im do codziennego życia niezbędne. Ot choćby nie dalej biorąc jak to zbieranie suchej trawy, czy to mało czasu i pracy wymaga przy takich rękach, albo wody przynieść; nie tak to łatwo z takiemi rękoma i na takich nogach spuścić się kilkaset kroków w dół do jamy, w której się woda znajduje, naczerpnąć tej wody i z nią wygramolić się napowrót do góry. Cieszy mnie nadzieja, że ci wszyscy, co zobaczą te fotografie, zrozumieją nieco dokładniej, dlaczego mnie tak pilno do nowego schroniska, a mianowicie: żeby nietylko ulżyć moim biednym chorym co do ciała, ale żeby módz