Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

próbowali nieraz, ksztuszą się, wykrzywiają gęby, ale nic z tego — wszystkie usiłowania nadaremne.
Nie długo trwało to polepszenie u Michała, o którem Ojcu wyżej napisałem, w kilka dni potem, znacznie się pogorszyło, a 5 b. m. w święto Matki Boskiej Śnieżnej (ad Nives 5 sierpnia) po Mszy św. skonał. Polecam modlitwom drogiego Ojca duszę tego poczciwego człowieka. Właśnie odprawiwszy pogrzeb, kończę ten list.
Tutaj już zaczyna się mieć ku wiośnie, zaczyna słońce przypiekać, nadejdą wkrótce znowu najrozmaitsze tarapaty z deszczami i piorunami, mniejsza już z tem, ale przynajmniej moi chorzy nie będą tak cierpieć od zimna.
Niech się Ojciec nie dziwi i nie bierze mi za złe, że tak często wysyłam listy do Ojca, bo to rzecz prosta, a mianowicie: będąc jedynym przedstawicielem Polonii na Madagaskarze, przynajmniej środkowym, korzystam z okazyi, żeby choć listownie pomówić swoim językiem, kiedy ustnie nie można, to raz, a powtóre, muszę korzystać z czasu, t. j. pisać, póki nie jestem sam trędowatym, bo jak się zarażę, to ani pisywać nawet, nietylko mówić nie będę mógł. Oczekując z niecierpliwością listu od drogiego Ojca i polecając się Jego modlitwom wraz z mojemi czarnemi piskętami, pozostaję najniższym w Chr. sługą.