Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem sobie, co kiedyś powiedział mi jeden doktor jeszcze w kraju, że kiedy się kto skaleczy w stawie, to można łatwo mieć do czynienia z nożem doktorskim albo i pożegnać się zupełnie z palcem. Jak jedno tak i drugie, wcale mi się nie wydało pociągającem i na to wspomnienie stchórzyłem na seryo. Ukląkłszy zatem przed obrazem Matki Najśw., poprosiłem, żeby jeżeli Jej wola i łaska, pozwoliła inaczej jakoś pocierpieć, a rękę żeby wykurowała, boć przecie tabernaculum skończyć muszę. We czwartek było mi bardzo trudno przy Mszy św., a w piątek nie mogłem wcale Mszy odprawić z powodu tej spuchniętej łapy. Nie przestawałem zatem prosić Matkę Najświętszą o uzdrowienie i przytem przyrzekłem Jej, że jeżeli wysłucha mojej niegodnej prośby, to podam to Ojcu do »Missyj« jako podziękowanie Matce Najśw. za wysłuchane prośby, żeby ci co czytają »Missye« mieli jeden dowód więcej nieskończonej dobroci Matki Boskiej i wychwalali Ją za to. Otóż w samej rzeczy Matka Najświętsza raczyła mnie niegodnego wysłuchać, w sobotę z trudnością wprawdzie, ale odprawiłem Mszę św., w niedzielę już było znacznie lepiej i mam w Bogu nadzieję, że nim ten list do Ojca dojdzie, to może już tabernaculum będzie skończone. Jest to wprawdzie drobna rzecz, o którejbym może Ojcu i nie wspominał, ale że obiecałem Matce Najśw., więc muszę.
Rozbazgrałem się i możebym jeszcze nieprędko przestał drogiego Ojca nudzić moją gadaniną, bo kiedy się ma sposobność pogadać ze swoimi choćby listownie, to nie wiem czy możnaby z tej sposobności nie skorzystać, ale mnóstwo innych listów muszę jeszcze napisać, zatem rad nierad kończę, polecając się bardzo łaskawym modlitwom drogiego Ojca.