Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napisałem Ojcu na początku listu, że szopki nie potrzebowałem stawiać i w samej rzeczy nie myślałem wcale o tem, bo, jak powiedziałem, cały kościół wygląda bodaj czy nie gorzej od Betleemskiej stajenki, to raz, a powtóre, że nie miałem nic zgoła do ubrania szopki. Tymczasem stało się inaczej. W sobotę 23/12 przysłano mi zupełnie niespodzianie z Tananariwy figurki malowane i wycięte z blachy Dzieciątka Jezus, Matki Najśw. i św. Józefa, otrzymałem te rzeczy wieczorem, więc już nie mogłem nic zrobić. Nazajutrz t. j. w niedzielę 24-go, związaliśmy naprędce z moim czarnym kuchmistrzem szopkę z kawałków bambusa, pokryliśmy suchą trzciną i wyglądało to w samej rzeczy jak szopka; wewnątrz wyścieliłem świeżą trawą, zaniosłem do kościoła, postawiłem na małym stoliku i zacząłem umocowywać figurki Najświętszej Rodziny. Któryś z chorych zobaczył to i zaraz powiedział innym, że ja coś robię w kościele. Za chwilę już wszyscy chorzy zeszli się do kościoła, żeby się mojej robocie przypatrywać, bo wszystko ich bawi i zaciekawia jak małych dzieci. Kiedy otoczyli stolik, na którym była szopka, słychać było okrzyk: »ojej, Maluśki Jezus« potem przez jakiś czas przypatrywali się w zupełnem milczeniu. Przypatrzywszy się nieco, powiedzieli mi: szopka ujdzie, ale cały nasz kościół strasznie brzydki, czy możemy go ozdobić? Naturalnie, że najchętniej przystałem na to, tylko ciekaw byłem, co też oni wymyślą. Kilku chorych, będących jeszcze w pierwszem stadium, poszło zaraz, nacięli gałęzi z drzew (jest kilka drzew przy ich barakach), narwali trawy i polnych kwiatów i umaili nietylko kościół, ale i drogę od baraków do kościoła. Skończywszy robotę, wołają mnie, żebym powiedział, dobrze czy nie, a przytem proszą, żeby nazajutrz