Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze 3 lub 4 Siostry Miłosierdzia. Nie mam ani centa na to, dlatego nie przestanę naprzykrzać się Matce Najśw., żeby raczyła dać środki potrzebne na to. Tu o żebrach mowy niema, bo Malgasze bardzo ubodzy, a Europejczyków nie wielu i to po największej części sami urzędnicy i wojskowi. Rozesłałem więc, gdzie się tylko dało, listy z prośbą o jałmużnę. Do Ojca też pisałem o tem w ostatnim liście, prosząc o umieszczenie odpowiedniego artykułu w »Missyach.«
Zdaje się mnie, że Matka Najśw. wysłuchała moje niegodne prośby, a raczej nie moje, ale modlitwy Karmelitanek na Wesołej w Krakowie, bo już zaczynają powoli pojawiać się tego skutki. W sam dzień Św. Józefa byłem bardzo przygnębiony nędzą moich chorych, siedziałem i rozmyślałem, jakby złemu zaradzić; naturalnie, żem nic nie wymyślił, bo na wszystko trzeba de quibus, co mnie najbardziej brakuje, a ex nihilo nihil fit. Może sobie Ojciec wyobrazić, w jakim byłem humorze; bo, jak Ojciec zapewne wie, Tatar, kiedy mu co cięży na duszy, nie tyle zmartwiony, ile zły. Było to koło godziny 4 po południu. Posłałem mego czarnego kuchmistrza po świeżą wodę (nie ze studni, ale deszczówkę z bagna, bo tu innej wody nie mamy), żeby zgotować herbaty i, jak to mówią, zatopić robaka. Chłopak wraca z drogi i mówi mi przez okno, że kapitan chce się ze mną widzieć. Co za licho, myślę sobie, zkąd się tu jaki kapitan miał wziąść w tej pustyni (moje schronisko w górach zupełnie odosobnione jak kamedulska pustelnia); wychodzę i u fórtki zdybałem czekającego na mnie wojskowego. Przedstawił mi się, że jest wojskowym doktorem i zarządza szpitalem Malgaszów w Tananariwie. Zaprosiłem go do siebie na chwilkę, sądząc, że przyjechał na mule zwiedzić schronisko.