Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.6 295.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

286 Goriun.—Gorkomscy męczennicy. Ewangelji" (gezowie mieli siebie za obrońców czystej Ewangelji). Następnie począł Brant myśleć o dostaniu cytadeli. Gezowie, dowiedziawszy się, że tam zamknęli się sami katolicy, z uciechą mówili między sobą: „Nie mogli papiści nic lepszego zrobić, jak w ten sposób się oddzielić." Brant wysiał braciszka bernardyńskiego, który w mieście pozostał, do kommendanta cytadeli, obiecując go zostawić na urzędzie, byle tylko przyjął załogę ks. Oranji. Kommendant odmówił i rozpoczęło się oblężenie. Że jednak załoga była mata, przeto w kilka godzin później kommendant widział się zmuszonym do parlamentowania z nieprzyjacielem. Brant przysiągł najuroczyściej, że zostawi przy życiu wszystkich bez wyjątku, duchownych i świeckich, i dozwoli im swobodnie, bez żadnego okupu, wyjść z cytadeli (Estius 1. 1 c. 7 et c. 15 n. 3). Zakonnicy jednak nie ufali słowom powstańców i podczas parlamentowania gotowali się na śmierć. Nieufność ich pokazała się słuszną. Brant przy wejściu do cytadeli (2 7 Czerw.) rzeki jeszcze do Ilessela Estiusa (ojciec Wilhelma Estiusa) i innych, przy bramie stojących: „Nie bójcie się: co przyrzekłem, przyrzekam i teraz i pod przysięgą wam wiaruję dochować wszystkich umów, względem wszystkich, którzy się w cytadeli znajdują, tak duchownych jak świeckich. Trzeba tylko, żebyście się tu nieco zatrzymali." Następnie wszystkich jeńców zgromadził w jedno miejsce. Gezowie, za Brantem idący, rzucili się zaraz do wypróżniania kieszeni każdego; spisują potem wszystkich obecnych, wywołują z ich grona Teodora Bommera, obywatela, wtrącają do więzienia za to, że ich poprzedniego dnia nazwał łupieżcami (powiesili go później z drugim katolikiem Arnoldem Królem [Rex]. Estius 1. 1 c. 24). Wzywają następnie kommendanta Kacpra Turck'a: zarzucają mu, że bronił cytadeli, że dał w niej przytułek księżom i mnichom i żo ukarał śmiercią dwóch, którzy trzymali u siebie predykantów kalwińskich; zakuwają go w kajdany i wraz z żoną i dziećmi odsyłają do Briel-le. Duchowni ztąd zrozumieli, że nic innego ich nie czeka, tylko śmierć. Leonard, proboszcz gork., łudził się jeszcze nadzieją, widząc między gezami nie jednego, którego sam od śmierci wyprosił, lecz wkrótce i ten łudzić się przestał. Nie podobna wyliczyć wszystkich upokorzeń i cierpień pomniejszych, jakie nasi męczennicy od żołnierzy i motłochu ponosić musieli. Popychania, kopanie nogami, bicie po twarzy i po całem ciele, najgrubsze obelgi, szyderstwa, ciągle groźby, bluźnierstwa przeciw najświętszym tajemnicom wiary i t. p., były codziennym, prawie ani na chwilę nie ustającym ich pokarmem, nie mówiąc o krwawszyćh scenach, jakie z nimi gezowie wyrabiali. Wszyscy jednak wśród tych boleści okazali odwagę, godną męczenników; największóm zaś poświęceniem odznaczył się ś. Mikołaj Pik. Ten bowiem, spowinowacony z wielu znacznymi obywatelami w Gorkum, mógł był bez apostazji wyjść z więzienia: krewni nietylko mu wolność wyjednali, ale kilkakrotnie i jak najusilniej błagali, żeby więzienie opuścił; on jednak zawsze odpowiadał, że braci swej zakonnej nie opuści i że uwolnienie przyjmie pod tym jedynie warunkiem, jeśli wszyscy konfratrzy wraz z nim na wolność wypuszczeni zostaną. Krewni wszelkich środków używali, żeby go od tego warunku odwieść, lecz Mikołaj głuchym na glos krwi pozostał.—Męczeństwo wszystkich zaczęło się z dniem zajęcia cytadeli (2 7 Czerw.) i trwało do 9 Lipca. Brant za dobrym okupem wypuścił katolików świeckich, z duchownych zaś jednego tylko ś. Godfryda Dunaeusa. Godfryd był cierpiącym