Strona:PL Niemojewski Andrzej - Legendy.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kalek? — wypytywał z nieco drwiącym uśmiechem.
Suten nie odpowiadał. Kajafas pilnie nań patrzył i mówił coraz uszczypliwiej:
— Żali go nie ujrzy oko moje? Kiedyż zjawi się ten wódz przyszłych wojsk naszych? kiedyż utworzy legiony, zrzuci Kon zwierzchnictwo Rzymian, kraj wybawi i władzę królewską złoży w nasze ręce?
Wyraz „królewską“ i „w nasze ręce“ wymówił ze szczególnym naciskiem. Suten ściągnął brwi, czas jakiś milczał; wreszcie rzekł sucho:
— Omyliłem się. To jest człowiek mały.
— Może i lepiej — zaśmiał się Kajafas, przymrużając oczy. — Ale ty, Suten, jakoś nie bardzo szczęśliwie uprawiasz politykę... Latasz po pustyniach za jakimś znachorem, kiedy my tu mamy na głowie rzeczy epokowe.
Suten ruszył ramionami. Kajafas począł dłubać palcem około dziąseł a następnie rzekł:
— Nie wybrałbyś się do Rzymu?
— W jakim celu? — mruknął Suten.
— Jedzie stary Chaleusz, wybiera się Szemil i Jochaja. Namawiam także Anna-