Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 147.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zjechawszy się na jarmark, albo też na sądy,
Nuż ceklatum po nocy, zwiedzim wszystkie kąty.
Wziąwszy z kopę ładunków, ostrą sarsunicę,
Na tymblaku jest półhak, a w ręku ruśnicę
Krótką dźwigam, a strzelić jestem wnet gotowy,
Kto krzyknie, ktoby mi się ozwał buczno słowy.
Nazajutrz zbroiwszy co, w łeb się często skrobię,
Nie jem, nie śpię, trwożę się, dużo głową robię,
A jeślim też weń strzelił jako w pień drzewiany,
Dopierożem dopiero myślą powikłany:
Jako skrutynium wieść, jako dał przyczynę
Ten to nieboszczyk isty, — więc zbieram drużynę,
Coby mi tej niesłusznej sprawy pomagali,
A przed sądem niewinność moję ukazali.
A więcej tego bywa, że jeszcze na mary
Onego nie położą, alić k’ stronie z dary
On czysty bitny rycerz co w skoki posyła,
Zacnymi przyjacioły wdowicę obsyła.
Więc oni wstają z rzeczą, z żałosnemi słowy,
Czyniąc złego uczynku stokrotne wymowy.
I tak owa nieboga, albo przelękniona,
Albo też od przyjaciół nie jest upomniona,
Pozwala wnet jednania, a pieniądze bierze,
A jako smutna kokosz nad niemi krokorze.
Takci, szlachetny gościu, męstwa dowodzimy,
Rychlej krwawy harc zwiedziem, niźli rozwiedziemy.
Nigdy naszy przodkowie z swojej miernej kusze
Nie zbawili sąsiada zdrowia, z drogiej dusze;
A u nas od przeklętych ruśnic tak ich wiele
Poginie marnie bracie, mogę to rzec śmiele,
Więcej niźli na wojnie, albo w strasznym boju,
Więcej ich marnie zginie w domowym pokoju.
Bodajby u nas były jeszcze wielkie kusze,
Nie takby często woził Charon blade dusze.
A iście ja tak powiem gościu miły tobie,
Żem ja przeto ruśnicę oprzykrzył tak sobie,
Bom widział raz z przygody, ano baba stara,
Która przez dawne lata była prawie szara,
Jako proch chyżą nogą u drzwi udeptany,
Grzbiet garbaty, a język prawie powikłany,