Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 110.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu magierskie ukłony, tu mościwy panie,
Tu kołem pacholarze, co słowo kłanianie.
Pytają się złożenia ich mościam godnego,
Ukażą im tam potem do domku drugiego.
Swiniećby tu postawić, prawi, nie panięta,
Albo owe robotne od pługa chłopięta.
Obaczywszy iż niemasz gmachu godniejszego,
Przyszło się im tam znosić do domku onego.
Nu treter z kobiercami po spruchniałej ścienie,
Od wierzchu aż do ziemie, aż i na kominie
Nawieszali kobierców; szróbowane łóżka,
Atłasowe pierzyny, ze złotem poduszka,
Perfumy po chałupie onej śmierdzą wszędy;
Więc drudzy srebrne sztuki rozwieszają rzędy;
Więc mi czeladź nie robi, dziwują się dziurą,
Co się dzieje z tą izbą i z naszą komorą.
O drzewka do komina pytają się słudzy,
Albo jeśli piec dobry, palić każą drudzy.
Każę obiad ziemiański potem rychło nosić,
Aby siedli do niego, ochotnie ich prosić.
Gorzałeczkiby trzeba, mówią, gospodarzu,
Zatrzymaj się ty jeszcze z obiadem kucharzu.
Chłopi młodzi, dwudzieste jakoś pędzą lato,
A wżdy się grzać gorzałką, aż mię i wstyd za to.
Każę im jednak przynieść kieliszek gorzałki,
Onóż go jeden wypił, z drugim do szafarki;
Aż drugi, aż i trzeci, aż do dziesiątego,
Dopiero siędą k’ stołu do obiadu mego.
Już się dobrze zagrzali, aż drugi nie widzi,
Z obiadu ziemiańskiego ono panię szydzi:
Hej, czyście nas częstujesz, miły miąższy groszu,
Nie żałowałeś widzę do kura krokoszu,
I tej jałowiczyzny napiec, i nawarzyć;
Dla swych młocków to było tak kazać uparzyć.
Ani tu jarząbeczka, kuropatwy widać,
Boże nie daj u ciebie miły bracie bywać.
A ja też sobie myślę, bodajżeś nie bywał,
Albo raczej bodajem o tobie nie słychał.
Więc się wszyscy z obiadu mego naśmiewają,
A swe głupie szebinki dworstwem nazywają.