Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 037.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na wonnem łóżku leżąc, kędzierzawe skronie
Jego ucałowawszy; już swe prędkie konie
Hipperion wypędzał ze wschodniego morza,
Już i twarz swą nadobną skryła śliczna zorza.
Ledwie od skał Karłowych pięć mil uciekały
Okręty, alić wiatry przeciwne powstały,
I znowuśmy na onoż miejsce przyjechali,
Gdzie pierwej stały nawy: nazajutrz dostali
Lepszego wiatru, którym z łaski Neptunowej
Przypłynęliśmy do skał, i uszli surowej
Nawałności, która tej nocy wielka była,
Lecz nam między skałami nic nie uczyniła.
Jest góra, którą panną zdawna nazywają
Żeglarze, co po morzu baltyckiem pływają,
Daleko precz na wodzie, prawie pod obłoki
Wierzch głowy swojej mając; tej ze wszech stron boki
Bałwany, gdy się jedno morze wzburzy, biją,
Jednak jej żadną miarą przecie nie pożyją;
Każdy się o nię wstrąci, nielękliwą stoi,
Gniewu się srogich wiatrów bynajmniej nie boi;
Zwierzchu ma piękne drzewa, i zioła obfite,
I cienie jaworami gęstemi przykryte.
Tę, co zdawna żeglują, w uczcziwości mają,
Bo kiedy się w srogi szturm tam do niej dostają,
Ona ich do swych kryje pokojów zakrytych,
Że się najmniej nie boją wiatrów nieużytych,
Ani srogich bałwanów, które wywracają
Okręty, i o skały twarde rozbijają.
Przetoż za dobrodziejstwo jej żeglarze taką
Sławę czynią, i wszędzie uczciwość wszelaką.
A ktoby jej nie uczcił, albo jakie słowo
Rzekł o niej nieprzystojne, taki rzadko zdrowo
Do życzliwego sobie brzegu więc przypłynie,
Lecz na morzu od srogiej nawałności zginie,
Albo w niebezpieczeństwo jakie znaczne wpadnie,
Z którego nie będzie mógł wynijść potem snadnie.
Czegośmy na okręcie naszym doświadczyli,
Bo kiedyśmy już blisko Elzenaben byli
Między skałami, tak jeden z okrętu naszego
Począł jej sprośnie łajać, i słowy starszego