Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 020.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spuszczał, kiedy król stanął u brzegu gdańskiego,
A mieszczanie, chcąc wdzięcznie przyjąć pana swego,
Wszytko to, co przystoi poddanym życzliwym
Pokazać panu swemu, to sercem chętliwem
Czynili, poważnemi słowy przywitawszy,
I zwykłą powinność swą onemu oddawszy
Tamże zaraz na brzegu, — potem prowadzili
Do pałacu z radością, i tryumf czynili.
Grzmot od bębnów miedzianych, od trąb odlewanych,
Od ruśnic, od zbrój, mieczów, i od dział spiżanych,
Jako kiedy na niebie Jowisz rozgniewany
Rzuci piorun swój z ręki nieuhamowany,
On latając, strach wszędzie i grzmot czyni srogi,
Tak, że pełno na niebie i na ziemi trwogi:
Nieinaczej od wielkiej strzelby ziemia drżała
Na ten czas, i głęboka Wisła się wzdrygała.
A ludzie ze wszytkich miejsc z domów się sypali,
Tam gdzie król szedł, żeby go tylko oglądali:
Po dachach pełno, w okniech, tak, że rzadkie było
Miejsce, coby się w ten czas ludziom nie zgodziło.
Jako kiedy więc mrówki czasu lata, z ciemnych
Swych pokojów wyszedłszy, z komórek tajemnych,
To tam to sam biegają, — tak gmin niezliczony
Zabiegał, chcąc oglądać króla na wsze strony.
Ofiary bogom wszytkim spokojne palili,
I dzięki im (prócz Marsa) nabożne czynili.
Nieżyczliwa Bellona wnet tego zajrzała,
Która na to z obłoków wysokich patrzała.
Takie słowa do swego Gradywa mówiła:
Jeślim kiedy, bracie mój, chęć twą zasłużyła,
Teraz mi łaskę pokaż, teraz i sam siebie
I mnie uciesz, a ja tuż stanę wedle ciebie
W świetnej zbroi: bo widzę że inszy bogowie
Ofiary wdzięczne mają, a ty na swej głowie
Nosząc żelazny szyszak, i miecz w ręku krwawy,
Masz być wzgardzon w tem mieście, mój mężu łaskawy?
Pokaż to, co Marsowi przystoi mężnemu,
Żeby się imieniowi każdy kłaniał twemu.
Teraz i Cytherea, i Bachus szalony,
Barziej od nich, a niż ty bracie mój, uczczony.