Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MĄŻ: (na stronie) U końca drogi czyż opadnie mnie siła? Nie daj tego, Boże! Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem Twoim przez wieczność całą. (głośno)
O synu, przebacz, żem ci dał życie! Rozstajemy się — czy wiesz, na jak długo?
ORCIO: Weź mnie i nie puszczaj — nie puszczaj! Ja cię pociągnę za sobą.
MĄŻ: Różne drogi nasze. Ty zapomnisz o mnie wśród chórów anielskich, ty kropli rosy nie rzucisz mi zgóry... O Jerzy — Jerzy! — O synu mój!
ORCIO: Co za krzyki? Drżę cały! Coraz groźniej — coraz bliżej — huk dział i strzelb się rozlega — godzina ostatnia, przepowiedziana, ciągnie ku nam...
MĄŻ: Spieszaj, spieszaj, Jakóbie!

(orszak HRABIÓW i KSIĄŻĄT przechodzi przez dolny dziedziniec — JAKÓB z ŻOŁNIERZAMI idzie za nim)

GŁOS JEDEN: Daliście odłamki broni i bić się każecie.
GŁOS DRUGI: Henryku, ulituj się!
TRZECI: Nie gnaj nas słabych, zgłodniałych, ku murom!
INNE GŁOSY: Gdzie nas pędzą — gdzie?
MĄŻ: (do nich) Na śmierć, (do syna) Tym uściskiem chciałbym się z tobą połączyć na wieki — ale trza mi w inszą stronę.

(Orcio pada, trafiony kulą)

GŁOS WGÓRZE: Do mnie, do mnie, duchu czysty, do mnie, synu mój!
MĄŻ: Hej, do mnie, ludzie moi! (dobywa szabli i przykłada do ust leżącego) Klinga szklanna, jak wprzódy — oddech i życie uleciały razem.
Hej! Tu — naprzód! — Już się wdarli na długość szabli mojej! — Nazad, w przepaść, syny wolności!

(zamieszanie i bitwa)

∗                ∗