Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MĄŻ: Nie wszystko, chyba, że wam serca zabraknie przed czasem.
HRABIA: Przed jakim czasem?
MĄŻ: Przed śmiercią.
BARON: (odprowadza go w inszą stronę) Hrabio, podobno widziałeś się z tym okropnym człowiekiem. Będzież on miał litości choć trochę nad nami, kiedy się dostaniem w ręce jego?
MĄŻ: Zaprawdę ci mówię, że o takiej litości żaden z ojców twoich nie słyszał — zowie się: szubienica.
BARON: Trza się bronić, jak można.
MĄŻ: Co książę mówi? —
KSIĄŻE: Parę słów na boku. (odchodzi z nim) To wszystko dobre dla gminu, ale, między nami, oczywistem jest, że się oprzeć nie zdołamy.
MĄŻ: Cóż więc pozostaje?
KSIĄŻE: Obrano cię wodzem, a zatem do ciebie należy rozpocząć układy.
MĄŻ: Ciszej — ciszej!
KSIĄŻE: Dlaczego?
MĄŻ: Boś, mości książę, już na śmierć zasłużył.

(odwraca się do tłumu)

Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie!
BARON, HRABIA, KSIĄŻE: (razem) Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie.
WSZYSCY: Śmiercią! Śmiercią! Wiwat!

(wychodzą)

∗                ∗
Krużganek na szczycie.
MĄŻ — JAKÓB.

MĄŻ: Gdzie syn mój?
JAKÓB: W wieży północnej usiadł na progu starego więzienia i śpiewa proroctwa.