Strona:PL Nie-boska komedja (Krasiński).djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale dzień sądu bliski i w tym dniu obiecuję wam, że nie zapomnę o żadnym z was, o żadnym z ojców waszych, o żadnej chwale waszej.
MĄŻ: Mylisz się, mieszczański synu. Ani ty, ani żaden z twoichby nie żył, gdyby ich nie wykarmiła łaska, nie obroniła potęga ojców moich. Oni wam śród głodu rozdawali zboże, wśród zarazy stawiali szpitale, a kiedyście z trzody zwierząt wyrośli na niemowlęta, oni wam postawili świątynie i szkoły; podczas wojny tylko zostawiali doma, bo wiedzieli, żeście nie do pola bitwy.
Słowa twoje łamią się na ich chwale, jak dawniej strzały pohańców na ich świętych pancerzach. One ich popiołów nie wzruszą nawet — one zaginą, jak skowyczenie psa wściekłego, co bieży i pieni się, aż skona gdzie na drodze. A teraz czas już tobie wyniść z domu mego. Gościu, wolno puszczam ciebie.
PANKRACY: Dowidzenia na okopach Świętej Trójcy! A kiedy wam kul zabraknie i prochu...
MĄŻ: To się zbliżym na długość szabel naszych. Dowidzenia!
PANKRACY: Dwa orły z nas, ale gniazdo twoje strzaskane piorunem.

(bierze płaszcz i czapkę wolności)

Przechodząc próg ten, rzucam nań przeklęstwo, należne starości. I ciebie i syna twego poświęcam zniszczeniu.
MĄŻ: Hej, Jakóbie!

(JAKÓB wchodzi)

Odprowadzić tego człowieka aż do ostatnich czat moich na wzgórzu!
JAKÓB: Tak mi Panie Boże dopomóż!

(wychodzi)