Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się na drogę wozową, biegnącą wzdłuż rzeki kilka stóp ponad wodą, obejrzałem się dokoła. Rzeka spływała przez szeroką łąkę po mojej lewej ręce, szarą obecnie od dojrzałych nasion traw; połyskująca woda schowała się niebawem za zakręt brzegu, ale ponad łąką mogłem widzieć dachy budynku, gdzie, jak wiedziałem, musiała być tama obecnie, jak się zdawało, połączona z młynem. Nizkie lesiste pasmo wzgórz około doliny rzeki na południe i południo-wschód, skąd przybyliśmy, a kilka nizkich domków rozciągało się u jego stóp i na samym stoku. Zwróciłem się nieco na prawo, a przez gałęzie głogu, oraz długie pędy dzikiej róży ujrzałem płaski kraj, rozciągający się daleko pod promieniami słońca w czasie spokojnego wieczoru, aż coś, co możnaby nazwać wzgórzami o pastwiskach dla owiec, okalało go delikatną niebieskawą linią. Przedemną gałęzie wiązów zasłaniały największą ilość domów, jakie mogły się wznosić po tej stronie rzeki; ale na prawo drogi wozowej kilka starych, jak najprostszych budynków; pokazywało się tu i ówdzie.
Oto stałem tak zadumany i przecierałem sobie oczy, jak gdybym niezupełnie był na jawie i oczekiwał na poły ujrzeć, ze wesoło ubrane towarzystwo pięknych mężczyzn i kobiet zamieni się na dwóch lub trzech mężczyzn o zgiętym karku i wrzecionowatych nogach, i nędznych, nieszczęśliwych kobiet, które ongi deptały glebę tego kraju swemi