Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeden z tych reprezentantów partyi, powiada nasz przyjaciel, człowiek znany mu zaiste bardzo dobrze, siedział na początku dyskusyi niemal w zupełnem milczeniu, ale w końcu dał się w nią wciągnąć, i zakonkludował głośnym wybuchem, oraz uznaniem reszty za głupców; wskutek tego powstała chwilowa wrzawa, a potem cisza, podczas której ów wyżej wymieniony reprezentant, powiedziawszy bardzo uprzejmie dobranoc, udał się samotnie do domu, leżącego na zachodniem przedmieściu, używając środków komunikacyi, narzuconych nam jako zwyczaj przez cywilizacyę. Siedząc w tej łaźni parowej, wytworzonej przez zdyszanych i niezadowolonych ludzi, to znaczy w wagonie kolei podziemnej, prażył się z nieukontentowaniem tak samo jak inni, roztrząsając z wyrzutem, czynionym samemu sobie tę ogromną garść wybornych i rozstrzygających argumentów, których, pomimo, że je miał na końcu języka, zapomniał zupełnie w dopiero co minionej dyskusyi. Ale do tego stanu umysłowego tak był przyzwyczajony, iż nie potrwał on u niego długo, a po krótkiej chwili niezadowolenia, wywołanego wstrętem do siebie samego za niepanowanie nad sobą, do czego także był przyzwyczajony, zaczął rozmyślać nad przedmiotem dyskusyi, ale ciągle z niezadowoleniem i rozdrażnieniem. „Gdybym to mógł przeżyć choć jeden taki dzień“ — rzekł sam do siebie; „gdybym mógł go przeżyć!“