Przyznam się, namiętnie lubię[1] portrety: nic wykwintniejszego nad tę zabawę.
Portrety, to rzecz niełatwa; hoho! to wymaga głębokiego umysłu! będę miał sposobność przedstawić paniom kilka, które może zdołają zyskać ich uznanie.
Ja poprostu ginę za szaradami.
Też dobre ćwiczenie dowcipu; nie dalej niż dziś rano ułożyłem cztery, któremi zaraz paniom moim będę służył.
I madrygały mają swój powab, jeśli zręcznie splecione.
To moja najsilniejsza strona; układam obecnie w madrygały całą historję rzymską[2].
Ach, Boże! to będzie coś czarującego; zamawiam sobie z góry przynajmniej jeden egzemplarz, jeśli pan zechce to wydrukować.
Każdej z pań przyrzekam po jednym, i to w cudnej oprawie. Wprawdzie to nie bardzo godzi się z mojem stanowiskiem[3], ale czynię to jedynie dlatego, aby dać coś zarobić księgarzom, którzy mnie oblegają poprostu.
- ↑ namiętnie lubię... Słowo namiętnie, wówczas karykaturalne, dziś stało się prawie potocznem.
- ↑ w madrygały całą historję... Satyra na dziwolągi, jakie lągł ówczesny pedantyzm literacki. La Fosse przełożył n. p. Tacyta w oktawach, a Benserade przełożył Metamorfozy Owidiusza w ronda.
- ↑ nie godzi się z mojem stanowiskiem... Wielki pan, który zniżał się do literatury, starannie nibyto ukrywał swoje