Ta strona została uwierzytelniona.
MASCARILLE, DWÓCH TRAGARZY [1]
Hola! moi ludzie, hola! Już, już! ostrożnie. Te gbury chyba umyślnie chciały mi roztrząść kości obijając mnie o wszystkie mury i bruki!
Do kata! bo też i drzwi nie są zbyt szerokie. Kazał pan, byśmy go nieśli aż tutaj.
Myślę sobie. Cóż wy myślicie, trutnie, że ja będę narażał pulchność moich piór na nieżyczliwość dżdżystego powietrza i zaszczycał błoto uliczne [2] odciskiem mych trzewików? Dalej, zabierajcie lektykę.
Niech nas pan wprzódy zapłaci.
Hę?
Mówię, aby pan nam dał naszą zapłatę, jeśli łaska.
A, ty hultaju! ty śmiesz się domagać pieniędzy od osoby mego urodzenia i stanu!
- ↑ Dwóch tragarzy... Lektyka weszła w owym czasie świeżo w modę, posługiwano się nią zwłaszcza w tej myśli, aby nie jawić się zabłoconym przed oblicze dam. Paryż w owej epoce tonął w błocie.
- ↑ zaszczycał błoto uliczne... Mascarille, jak widzimy, przemawia od pierwszej chwili tym samym żargonem co dwie panny.
- ↑ dając mu policzek... Mimochodem Molier wprowadza ten rys, który maluje brutalność kryjącą się pod tym rzekomym wykwintem manier, zwłaszcza w stosunku do człowieka z ludu. Toż samo Magdusia, ucząc pokojówkę „wykwintnego wysłowienia“ mówi do niej: ty błaźnico.