Mocą jakiej harmonji, wuju, uduchowiona istota mogłaby się dostroić do ich jestestwa?
A cóż wy im macie do zarzucenia?
Piękne mi doprawdy zaloty tych panów! Jakto! od pierwszej chwili zapoczątkowywać sprawę od małżeństwa?
A od czegóż mieli „zapoczątkowywać“ według ciebie? od nałożnictwa? Czyż nie powinnybyście obie, równie jak i ja, być szczerze rade z takiego postępowania? Możeż istnieć pod słońcem przyzwoitszy sposób? Czy święty węzeł, do którego zmierzają najkrótszą drogą, nie jest najlepszą rękojmią zamiarów?
Ach, ojcze, jakież to obrzydliwie płaskie co mówisz. Wstyd mi doprawdy, że muszę słuchać, jak z twoich ust wychodzą podobne światopoglądy. Czas byłby, ojcze, byś się nauczył ujmować rzeczy ze szlachetniejszego tonu.
Kpię sobie i z twego tonu i z piosenki. Powiadam, że małżeństwo[1] jest rzeczą czcigodną i świętą, i że zaczynać od takiej materji jest postępowaniem godnem uczciwego człeka.
Boże! gdyby świat cały tobie był podobien, ojcze, jakże rychły byłby koniec każdego romansu! Ładna-to byłaby
- ↑ Powiadam, że małżeństwo... Aby pognębić Wykwintnisie, Molier staje tu jedyny raz po stronie starego obyczaju i małżeństwa z ręki ojcowskiej, które przez całą swoją twórczość tak będzie podkopywał.