Strona:PL Molier - Mieszczanin szlachcicem.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Jourdain. Cicho, baby!
Pani Jourdain. Czy masz zamiar brać się do tańca wówczas, kiedy już nogi nie będą cię chciały nosić?
Michasia. Czy pan ma ochotę gardło komuś poderżnąć?
Pani Jourdain. Cicho siedźcie, powiadam: nie macie o niczem pojęcia, i nie wiecie, co to wszystko robi z człowieka.
Pani Jourdain. Ot, wolałbyś pomyśleć żeby wydać zamąż córkę: ma już lata po temu aby o niej postanowić.
Pan Jourdain. Pomyślę wówczas, kiedy się nastręczy stosowna partja; ale chcę również myśleć o tem, aby się nauczyć pięknych i pożytecznych rzeczy.
Michasia. Słyszałam dziś, proszę pani, że pan jeszcze przyjął, na omastę, profesora filozofji.
Pan Jourdain. Owszem, przyjąłem. Chcę zaostrzyć bystrość swego dowcipu, aby móc rozprawiać o wszystkiem w dystyngowanem towarzystwie.
Pani Jourdain. Zapiszesz się może jeszcze do szkoły i dasz się ćwiczyć rózgą na stare lata?
Pan Jourdain. Czemu nie? Dałby Bóg, abym mógł dostać rózgi [1] tu, przy wszystkich, a wzamian umiał to, czego uczą w szkole.
Michasia. Na dużoby się to panu zdało!
Pan Jourdain. Z pewnością.
Pani Jourdain. Wszystko to bardzo potrzebne do prowadzenia domu!
Pan Jourdain. Oczywiście. Mówicie jak dwie sroki; wstyd mi waszej ciemnoty. (Do pani Jourdain) Powiedz mi, czy ty wiesz bodaj, co ty mówisz w tej chwili?

Pani Jourdain. Owszem. Wiem, że mówię to, co

  1. abym mógł dostać rózgi... Te słowa byłyby niemal wzruszające, gdybyśmy nie wiedzieli, że nie szczera cześć dla wiedzy, ale głupia próżność jest bodźcem pana Jourdain.