Strona:PL Molier - Mieszczanin szlachcicem.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Jourdain. Jeszcze?
Michasia przewracając się na ziemię od śmiechu. Nie, panie, niech mnie pan wybije, ale niech mi pan pozwoli wyśmiać się dosyta; już to wolę. Hi, hi, hi, hi, hi.
Pan Jourdain. Do stu czartów!...
Michasia. Przez litość, panie, proszę, niech mi pan da się wyśmiać. Hi, hi, hi.
Pan Jourdain. Jak cię dopadnę...
Michasia. Panie, pa...nie... ja się za...dła...wię, jeżeli się nie wyśmieję. Hi, hi, hi.
Pan Jourdain. Nie! widział kto kiedy taką szelmę! Toż ona w nos się śmieje najbezczelniej, zamiast słuchać moich rozkazów!
Michasia. Cóż pan więc każe?
Pan Jourdain. Abyś się zakrzątnęła, flądro, na przyjęcie gości.
Michasia wstając. Ech, daję słowo, już mi przeszła ochota do śmiechu; pańscy goście robią w domu tyle nieporządku [1], że to jedno słowo wystarczy, aby mnie wprawić w najgorszy humor.
Pan Jourdain. Może, dla twej wygody, całemu światu mam zamknąć drzwi przed nosem?
Michasia. Zdałoby się je zamknąć przynajmniej pewnym figurom.

SCENA TRZECIA

PANI JOURDAIN, PAN JOURDAIN, MICHASIA, DWAJ LOKAJE


Pani Jourdain Ho, ho, to znowu coś nowego. Cóż to ma być, mężu, ta cała parada! [2] Czy ty kpisz sobie

  1. tyle nieporządku... W owej epoce, która nie odznaczała się zbytnią czystością, »pedanci« i bakałarze mieli osobliwą reputację niechlujstwa.
  2. Ta cała parada... Od pierwszych słów widzimy, że pani Jourdain nie dzieli manji swego męża; raczej do przesady zachowuje mieszczańską prostotę myśli i wyrażeń.