Strona:PL Moj stosunek do kosciola.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wym. (Rozmawialiśmy po niemiecku, ponieważ Creizenach, profesor germanistyki, był niemcem i, chociaż mówił biegle po polsku, to jednak jakoś łatwiej nam było porozumiewać się po niemiecku).
Tak więc owe rokowania nie doprowadziły do niczego. Po wyrzuceniu czy też usunięciu mnie za nieprawomyślność z uniwersytetu polskiego nie pozostawało mi nic innego, jak wracać do Rosji. Przeniosłem się więc do Petersburga, gdzie po 18 latach pobytu spotkała mię straszna klęska. Spreparowany przez wojnę, podszczuwany przez fanatycznego i zdeprawowanego inteligenta, rozbestwiony cham rosyjski, działający w imię „dyktatury proletarjatu“ i pod hasłem „grab’ nagrablennoje“ (rabuj to, co zrabowano), zrabował i zniszczył prawie całe moje mienie ruchome, w tej licznie większą część mojej biblioteki, moich zbiorów i materjałów naukowych i uniemożliwił mi systematyczną pracę naukową w ostatnich latach mego marnego żywota. Jestto całkiem zasłużona nagroda za to, że, mając uniemożliwiony dostęp do wszechnic polskich, kilkadziesiąt lat musiałem spędzić w Rosji (w Petersburgu, w Kazaniu, w Dorpacie-Jurjewie i znowu w Petersburgu - Petrogradzie), pracując tam jako profesor uniwersytetu i różnych innych zakładów naukowych, jako autor rozmaitych dzieł naukowych, oraz uczestnicząc — zresztą całkiem niepotrzebnie i ze szkodą dla siebie samego — w życiu społecznem i politycznem narodu rosyjskiego i innych narodów państwa rosyjskiego.
Rozczulające jest w stosunku do mnie współdziałanie „patryjotów“ polskich i podżegaczy komunistycznych. W nagance i szczuciu na mnie idą oni ręka w rękę i dotychczas darzą mię swą nienawiścią, która przynosi mi zaszczyt. To jednak, co mię spotkało dzięki zgodnej współpracy „bogoojczyźniaków“ polskich i „proletarjackich“ chamów rosyjskich, napełniło moją duszę goryczą i wstrętem do życia.
Gdybym był w swoim czasie trzymał język za zębami i nie wywyższał się ponad otoczenie, kornie, ulegle i bez szemrania praktykujące „fałszywą fasję”, byłbym może i podczas wojny przebywał w Krakowie, do którego nie zdołały wkroczyć zwycięskie zastępy oswobodzicieli zpod sztandarów Mikołaja Mikołajewicza. Wprawdzie warszawscy „patryjoci“ polscy mogli ofiarowywać jenerałom rosyjskim złote szable