Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomnik sprawił wielkie wrażenie na wszystkich.
Pan Maciej długo patrzał na lekkie postacie anioła i ślicznej dziewczyny, aż parę grubych łez spłynęło mu z oczu. Rzekł ze smutkiem w głosie:
— Pozostała nam jak żywa, ale już tylko w marmurze.
Waldemar usłyszał, wzrokiem zajrzał mówiącemu w głąb duszy.
— Tylko? — spytał przejmującym szeptem.
Pan Maciej spuścił głowę.
— Szkoda, że ta rzeźba nie jest bliżej nas — zauważyła księżna, wpatrzona w pomnik, ukoronowany zachodem słońca.
Waldemar odrzekł głośno:
— I wśród nas ona będzie jak żywa i w całej postaci.
Spojrzeli na niego, nie rozumiejąc.
Waldemar odprowadził w głąb cmentarza starego plebana ruczajewskiego i wręczył mu duże safianowe pudełko. Mieściły się w nim perły, ofiarowane Stefci w Głębowiczach. Oddał mu je Rudecki.
— Proszę to zawiesić jako wotum na ołtarzu w tutejszym kościele — rzekł, ściskając ręce księdza.
Staruszek odrzekł serdecznie:
— Dobrze, zawieszę te perły na ołtarzu, przy którym ją zawsze komunikowałem.
Waldemar ze ściśniętem sercem prędko odszedł.




XXXIV.

Po powrocie do Głębowicz, odbyła się uroczystość założenia fundamentów pod szpital i ochronę imienia Stefanji — w Słodkowcach.
Okolica patrzała na to z niemym podziwem.
W parę dni potem, w zamku głębowickim zawrzał ruch niepowszedni, rozbijano jakąś pakę, poczem kilku służących i olbrzymi Jur nieśli po schodach wielki przedmiot okryty ponsową makatą. Ordynat szedł naprzód i otworzył salę portretową.
Zdjęto aksamitną zasłonę z prawej strony od portretu Gabrjeli Michorowskiej. Wyjrzała dębowa ściana, co niegdyś tak niemile dotknęła Waldemara swą pustką. Zaczęło się stukanie, huk młotów rozbrzmiał echem po sali.
Wstrząsnęły się portrety.
Antenaci Michorowskich zadrżeli w swych ramach. Zbudzili się! Surową stalą martwych oczu spoglądali na niezwykły widok. Krzątanina lokajów, huk młotów stolarskich i sztywna postać młodego ordynata, który wydawał suchym głosem rozkazy, przeraziły portrety. Duży przedmiot pokryty makatą, zastanawiał je.
Szmer poszedł po sali — szmer cichy, a groźny, niby pomruk zbudzonych magnatów w odwiecznym przybytku ich pośmiertnej chwały.
— Przybył do nas ktoś nowy! — szła wieść, podawali ją sobie od ramy do ramy.
— Ale kto?
Pytanie zawisło nad portretami dawnych ordynatów głębowickich, dawnych wojewodów i hetmanów.