Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W korytarzu, przy kasie, stał Prątnicki, oparty o barjerkę. Na widok ordynata i Stefci odwrócił się. Stefcia nie widziała go, ordynat udał, że nie widzi.
Pod filarami tłoczyły się pojazdy, szwajcar wywoływał.
— Kareta ordynata Michorowskiego, podjeżdżać!
Waldemar usadowił narzeczoną obok Rity.
— Bristol! — rzucił stangretowi.
Konie ruszyły.
— Pan ze mną. Mam do pomówienia — rzekł ordynat do Trestki.
W hotelu sala Malinowa była już oświetlona, stół ubrany kwiatami. Służba oczekiwała panów.
Ordynat z Trestką przyjechali pierwsi. Hrabia miał minę rozpromienioną.
Goście zaczęli się zjeżdżać. Waldemar występował jako gospodarz. On urządzał ucztę.
Sala Malinowa, czytelnia, przedsionek błyszczały elektrycznością i jaśnią rozweselonych twarzy. W środkowym czworoboku bil wodotrysk, orkiestra grała. Na górze panie poprawiały stroje.
Nareszcie ruszono do stołu.
Ordynat siedział obok narzeczonej. Zwrócił się do niej, mówiąc tajemniczo:
— Usłyszy pani zaraz niespodziankę.
— Jaką?
Z kielichem szampana powstał z krzesła i rzekł dobitnie:
— Pierwszy toast wznoszę na cześć nowej pary narzeczonych, któremi są: — panna Margerita Szeliga i hrabia Edward Trestka. Niech żyją!
Zdumienie ogarnęło wszystkich. Ogólnie spodziewano się tego, ale jeszcze nie teraz. Pełne kielichy zawisły w powietrzu. Trestka miał minę zachwyconą, panna Rita była blada, lecz spokojna.
— Niech żyją! — powtórzył Waldemar, odsunął krzesło i podszedł do niej.
Wszczęła się wrzawa, odsuwano krzesła z hałasem.
— Winszujemy! winszujemy!
— Vive! — dystyngowanym dyszkantem wycedził hrabia Morykoni.
— Wiwat! co tam vive — poprawił Brochwicz.
Waldemar ucałował ręce panny Rity i powiedział serdecznie:
— Chciałem pierwszy złożyć drogiej pani moje najlepsze życzenia, tak jak pani mnie życzyła pierwsza.
— Skąd pan wiedział?
— Słyszałem podczas poloneza i porozumiałem się z Edwardem.
— Ha! trudno! musiało się tak stać — odrzekła z determinacją.
Przyjmowała życzenia z uśmiechem. Ze Stefcią ucałowały się jak siostry.
Księżna miała łzy w oczach.
Gdy Trestka przypiął się do ręki narzeczonej, ona odsunęła go lekko, lecz bez niechęci.
— Panie, rozrzewniona jestem, ale czulić się nie lubię. To sobie ząwaruję w intercyzie ślubnej.
— Zgoda! nawet na to przystaję — odrzekł hrabia wesoło.
I z nadmiaru uciechy spadły mu binokle z nosa.