Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na pełne loże i szumiące krzesła. Cukierki od Trestki leżały na jej kolanach nieotworzone. Żuła pralinkę z pudełka Stefci.
Ich loża zaczęła się również napełniać. Najpierw zjawił się Brochwicz.
Wołał wesoło:
— Cóż „Hrabina“?. Jest na wysokości swego zadania, nieprawdaż? Znakomita obsada! Proszę o czekoladkę, panno Stefanjo... Mer ci... Co za pyszne storczyki! A suknia a! a! cudowna! Pani dziś jest atrakcją wszystkich lóż. A gdzież ordynat? Ach tak, odwiedza znajomych! Czy księżna zauważyła, że Zaniecki odgrywa już rolę narzeczonego? To zabawne! bo hrabianka toleruje go zaledwo.
— Podobno są po słowie.
— Ech! problematyczne!
Schylił się, wsunął głowę pomiędzy Stefcię i pannę Ritę i zaczął szeptać:
— Zaniecki to ostroga Melanji: chce nas nim ubość aż do krwi, ale się nie dajemy.
Brochwicz wyszedł, przywitawszy w drzwiach barona Weyhera z hrabią Ćwileckim. Loża ordynata wkrótce przepełniła się. Mur fraków i białych gorsów tworzył doskonałe tło dla jasnej, żywej postaci Stefci. Rozbawiona, przyjmowała wesołe hołdy, rozmawiając z dowcipem i elegancko. Interesowała młodzież, zwracali się głównie do niej. Tych, których jej pan Maciej pierwszy raz przedstawił, zbywała chłodniej, lecz uprzejmie. Dziwnie potrafiła pogodzić wesołość i swobodę z taktem i znajomością najwykwintniejszych form towarzyskich. Mimowoli rozbrajali się pod jej wpływem ci, co przedtem patrzyli na nią z ukosa. Tylko Barski nie przyszedł, akcentując swą niechęć. Poszedł do hrabiego Mortęskiego i długo mu coś szeptał na ucho. Siwe kępki włosów nad uszami eksprezesa, wielkie piwne oczy i nos garbaty, wystający z twarzy — wszystko się kiwało, trzęsło, mrugało ze zgorszenia. Hrabia Barski nie próżnował w teatrze i umiał dobierać stosowne materjały do nici swych intryg, potrafił haftować niemi genjalnie.
W loży ordynata zaszumiało koło drzwi i wesoły głos zawołał:
— Rozstąpcie się, panowie!
Czarne fraki rozsunęły się na dwie strony; środkiem wbiegła piękna hrabina Wizembergowa, cała w koronkach, lśniąca brylantami. Towarzyszył jej niemłody mężczyzna.
Panowie ukłonili się, pan Maciej powstał. Hrabina witała wszystkich uprzejmie, usiadła na podanem sobie krześle i mówiła:
— Przyszłam odwiedzić księżnę. Zaledwo przed paru dniami powróciłam z zagranicy.
Księżna dziękowała, pan Maciej spytał o panią Idalję i Lucię.
— Zdrowe obie, Lucia przesyła tysiące ukłonów.
Zwróciła się żywo do Stefci, powtórnie, podając jej rękę z miłym uśmiechem.
— Pani składam najlepsze życzenia. Ordynat był w mej loży. Zarzuciłam go życzeniami. Wyszedł rozczulony. Mój mąż znalazł panią cudowną. Mówi, że mu pani przypomina Grottgerowskie typy. Biedna Lucia jest w rozpaczy, że nie może pani widzieć.
— Czy baronowa stale bawi w Nizzy? — spytała spłoniona; Stefcia.