Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hrabia spojrzał zdumiony, stropił się nawet, lecz natychmiast podniósł do ust jej rękę i rzekł z galanterją:
— Najlepsze życzenia... i powinszowania, chociaż te ostatnie głównie ordynatowi powinny być składane.
— Dziękuję — rzekła Stefcia z prostotą i odeszła do grupy młodej księżnej, panny Rity i Trestki.
Morykoni patrzał na narzeczoną ordynata coraz bardziej zdziwiony. Jej uroda, wytworność, sposób mówienia, każdy ruch zachwycał hrabiego. Stefcia przedstawiła mu się w zupełnie innym świetle, niż dawniej.
— Quele noble filie! quelle enchanteresse! — powtarzał sobie, nie wierząc własnym oczom.
Na pana Rudeckiego także patrzał niedowierzająco. Takich przeciętnych obywateli wyobrażał sobie jako mamutów — tu ujrzał zupełnie światowego człowieka i kręcił rozdzieloną głową, jakby podejrzywając, że pan Rudecki ucharakteryzował się odpowiednio.
Przy wieczerzy Stefcia siedziała naprzeciw hrabiego, nieustannie widząc jego wypukłe oczy, oszklone binoklami; wpijały się w nią, jak dwa świdry. Rozmowę przy stole prowadzono ogólną, bardzo ożywioną. Stefcia odzywała się dużo i dobrze, mówiła z życiem i swobodnie. Jej oczy świeciły gwiaździście, usta pociągały. Zachwyt hrabiego nie miał granic. Ta Rudecka robiła wrażenie patrycjuszki.
Waldemar widział podziw Morykoniego, malujący się w jego oczach. Zadowolony z powodzenia narzeczonej, umyślnie rozmowę prowadził tak, aby Stefcia mogła dużo mówić. Nie wątpił, że potrafi wybrnąć z każdej kwestji. Brał już ją nieraz na próbę i przekonał się, że ma bystry umysł, dowcip i takt.
Podczas ostatniego dania Trestka rzekł, nie zwracając się wyłącznie do nikogo, i jakby pod wpływem nagłej myśli:
— Najobrzydliwszą wadą naszego wieku jest flirt. Gilotynowałbym go, miażdżył — to mój wróg zapamiętały!
Panna Rita zaśmiała się.
— A sam go pan uprawiasz — rzekła z przekąsem.
— Ja? Chyba pani żartuje? Gdzież są dowody?
— Zapewne! tu ich pan nie przywiózł, pozostały zagranicą.
— Czy pani miała tak ścisłe informacje o mojem sprawowaniu się tam? — zapytał zły.
Wszyscy się rozśmiali. Rita wzruszyła ramionami.
— Och! mało mnie to obchodzi! Staję tylko w obronie flirtu.
— Bo go pani adoruje.
— Nie, ale go lubię.
— Występny chwast stworzono przez jakiegoś demona.
— Tylko przeniesiony do nas z dworów Ludwików francuskich — odezwała się wesoło Stefcia, — bo tam chyba został wynaleziony.
— Przez upudrowane głowy markizów i vicomtów — wtrącił Waldemar.
— Albo przez kwiaciarki uliczne i roznosicieli gazet — rzekł Trestka i machnął ręką.
— Ależ panie! flirt jest wytworem salonów, nie ulicy — zaprzeczyła Stefcia.