Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Babciu! — zawołał z naciskiem, gniotąc jej dłoń z rozpaczliwą siłą.
Pierwszy raz w życiu zląkł się. Położenie wydało mu się strasznem. Jego oczy wpiły się w księżnę jak dwa płomienie.
Staruszka milczała, oddychając szybko.
Ordynat zerwał się ze zmarszczonemi brwiami, z dzikim wyrazem twarzy. Zawołał zdławionym głosem:
— Co się tu stało, na Boga?
Pan Maciej, przerażony również, nie odpowiedział.
Lecz powtórny okrzyk Waldemara zgniótł krytyczną chwilę. Zbudził się w księżnej potężny żal do samej siebie za zmącone szczęście wnuka. Groza w jego oczach zmieszała księżnę. Z serca jej miłość dla niego usunęła wszelkie wahania.
Była to już walka ostatnia.
Księżna przemogła się.
Wstała i, położywszy dłonie na piersiach Waldemara, rzekła, patrząc mu w oczy, ale już z uśmiechem w źrenicach:
— Przyprowadź mi... Stefcię. Chcę ją powitać i pobłogosławić.
Waldemar odetchnął. Ucałował ręce babki i wpadł do sieni. Pan Rudecki z córką wstępowali na schody w towarzystwie panny Rity i Trestki.
Ordynat szybko zbiegł i podał ramię narzeczonej. Jego wzrok nie uspokoił jej. Wyglądała ślicznie w wytwornej sukni jasno-popielatej, olśniewając cerę o tonach delikatnych, niby muszli perłowej przy wschodzie słońca.
W przejściu przez galerję młoda księżna uścisnęła rękę Stefci, wskazując jej oczyma otwarte drzwi salonu. Dziewczynie serce waliło w piersi.
Weszli.
Pyszne ciemne oczy Stefci spoczęły na czarnej postaci księżnej z lekką trwogą. Usta jej zadrgały, fala krwi przepłynęła przez perłową karnację jej twarzy. Delikatna łzawa powłoka rozbłysła w jej źrenicach. Zalśniły, jak pióra jaskółek, gdy w locie dotknąwszy wody, wzlatują do słońca.
Księżna utkwiła w niej swój czarny wzrok. Pan Maciej rozjaśnił się. Książę Franciszek cofnął się za filar salonu.
Pod palącem spojrzeniem księżnej długie rzęsy Stefci opadły, niby ciężkie zasłony, zakrywając urok jej oczu; łuki brwi zsunęły się nieco kapryśnie.
Księżna stała zdziwiona. Stefcia zachwyciła ją urodą i postawą. Widoczne zalęknienie dziewczyny podziałało na nią bardzo dodatnio. Księżna, nie wiadomo dlaczego, wyobrażała sobie, że narzeczona Waldemara wejdzie tu z podniesioną dumnie głową i wielką pewnością siebie. Stefcia zrobiła jej miły zawód.
Dziwne uczucie szarpało staruszkę za serce. Wyciągnęła do dziewczyny ramiona z uśmiechem i prawdziwą życzliwością. Pochylającą się serdecznie do jej rąk Stefcię księżna objęła i przytuliła do siebie.
Na powiekach pana Macieja osiadły dwie grube łzy. Waldemar był wzruszony.
Księżna wzięła jego rękę i oddała mu narzeczoną. Nad pochylonemi głowami dwojga młodych szepnęła z uczuciem: