Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 02.pdf/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Byle nie przy najbliższem — szepnął do siebie, a głośno dodał:
— O tem najczęściej decydują fakty.
Nie bardzo zrozumiano, co chciał przez to powiedzieć.
Późno w nocy, gdy się wszyscy rozeszli, Narnicki swe uwagi o Stefci sformułował w jeden pewnik:
— Jest pod wpływem arystokracji, zwłaszcza ordynata — może nawet....
Nie chciał dokończyć myśli, gdyż Stefcię widział od dawna w swym programie życiowym — teraz punkt ten podkreślił jako stanowczy.
Pogrzeb na drugi dzień odbył się z licznym udziałem okolicznego obywatelstwa, chociaż zmarła nie była stałą mieszkanką Ruczajewa. Zwłoki złożono tymczasowo w rodzinnym grobie-Rudeckich, skąd potem miano je przewieźć do majątku Rembowskich.
Stefcia w orszaku żałobnym odmówiła ramienia Narnickiemu. Szła sama, trochę z boku, brnąc w śniegu, zmiecionym ze środka drogi. Czarne ubranie i welon krepowy dodawały smukłości jej zręcznej postaci. Szła smutna i zamyślona. Zmarłą babkę widziała przed rokiem, wówczas, gdy Prątnicki bywał w Ruczajewie, jako starający się.
Siwa staruszka wzbudzała poszanowanie, przy wielkiej słodyczy obejścia. Rysy twarzy, jakkolwiek zwiędłe, zachowały do końca regularność linji. Zastygła w nich tragedja, przebyta w zaraniu życia. Stefcia była żywym portretem babki, co stwierdzały stare jej fotografie.
Od wczesnego dzieciństwa słysząc o jakiejś smutnej historji w młodości babki, Stefcia interesowała się nią niezmiernie. Ale jakiego rodzaju mogły być te smutki, nikt nie chciał jej objaśnić. Staruszka, zapytana wręcz, zbladła, zalecając wnuczce, aby na przyszłość nie zadawała podobnych pytań.
Babka Stefci oddawna cierpiała na serce, uważano bardzo, aby jej nie rozdrażniać. Z tego powodu nie wiedziała długi czas, że Stefcia nie jest w domu. Wiadomość o zerwaniu z Prątnickim staruszka przyjęła ze wzruszeniem, nie chciano tego ponawiać.
Śmierć staruszki była dla Stefci zagadką. Na wszelkie jej pytania ojciec odpowiadał:
— Dowiesz się potem.
— Może ja gram tu jaką rolę? — pytała siebie Stefcia.
Ciekawość dręczyła ją, zachowanie się ojca niepokoiło. Gniewał ją także Narnicki. Stefcia łatwo odgadła, że on ma względem niej zamiary. To ją zirytowało, postanowiła zaraz po pogrzebie wyjechać z powrotem do Słodkowic. Zadrżała na tę myśl, oczy zaćmił obraz Waldemara, widziany ostatni raz, krótko lecz pamiętnie. Powitanie ich w parku nie schodziło jej z myśli. Wówczas wyraźnie odczuła, że jest kochaną. We własnej duszy odkryła tę prawdę już dawno. W czasie jego długiej nieobecności utwierdziła ją w tem tęsknota tak silna, jak sama miłość. Kiedy przy pożegnaniu pocałował ją w rękę, żar jego pocałunku wstrząsnął nią, biorąc górę nad zamieszaniem z powodu obecności wszystkich. Widziała jego sanki, oczekujące przed gankiem. Jacenty wyjawił ich cel. Waldemar miał odprowadzić na stację. Coś jednak zaszło, że tego nie uskutecznił.