Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grupy drzew egzotycznych parkowych i kwiaty wyglądały przepysznie w dziwacznej mieszaninie deszczu z blaskami słońca. Miało to swą odrębną cechę dekoracyjną, jakby olbrzymi, niewidzialny wodotrysk skraplał rośliny obfitą zawieją rosy. Waldemar otworzył, drzwi i tuż koło Stefci padały duże krople wody, opryskując jej suknię. Dziewczyna wyciągnęła stuloną dłoń i napełniała ją wodą, wylewając potem na kwiaty.
— Mówią, że taki deszcz w słońcu, to błogosławieństwo Boże — zauważył Waldemar — więc pani zbiera błogosławieństwo w swe dłonie.
Stefcia błysnęła uśmiechem.
— Zamoczy się pani, przejdźmy do czytelni, tu obok. Prosiła mię pani wczoraj o Times. Tam są wszystkie pisma.
Stefcia strzepnęła ręce, dłoń wysuszyła chusteczką i weszła przed nim do małej czytelni, obok zielonego gabinetu Waldemara. Ordynat podał jej fotel, sam usiadł przy stole, zarzuconym gazetami.
— Zaraz tu znajdę, czego pani żądała — rzekł, przerzucając papiery.
— Ach, prawda! w porę przypomniałam sobie — zawołała Stefcia.
— Czy pan już wysłał na pocztę?
— Już. Pocztowy odjechał rano, ale jeśli pani każe, pojedzie umyślny.
— Ależ nie. To jutro. Mam list. Chciałam, go panu oddać? bo mogę znów jutro rano spać. Proszę, oto on.
Ordynat wziął list i, spojrzawszy nań uważnie, poruszył brwiami, wydymając lekko usta.
— Ładne, oryginalne pismo i koperta, ale bardzo szablonowy adres — rzekł trochę ironicznie. — Myślałem, że pani nie podlega ogólnej modzie, raczej epidemji adresowania w kraju po francusku. „Monsieur Stanislas Rudecki á Ruczajew“. To samo łatwo wyrazić po polsku, prawda?
Stefcia poczerwieniała.
— Daje mi pan dobrą naukę... i ma pan zupełną słuszność.
Uśmiechnął się.
— Uznaje pani to?
— O tak! pan dobrze nazwał epidemją: widzę u innych i bez zastanowienia robię to samo. Niech mnie pan nie posądza o chęć popisania się francuzczyzną.
— Co znowu! wiem, że ją pani posiada wybornie. Ale język francuski u nas w kraju, to istna szarańcza, w wielu — miejscach wypiera rodowity. Już nie mówię o powszechnie przyjętych adresach, nawet listach francuskich, ale niech pani zauważy, jakie ten język ma szerokie zastosowanie i to przeważnie w dziedzinach, w których obracają się panie. Niezbyt to pochlebne dla Polek. Większe firmy sklepowe, przybytki mody, piszą rachunki i adresy tylko po francusku, na drzwiach umieszczają „Entré“. Panie, a i niektórzy mężczyźni modlą się z książek francuskich, bo modlitwa po polsku jest dla nich zbyt ordynarną. Bilety wizytowe także francuskie. Dzieci, nie znając, dobrze własnego języka, już trzepią po francusku. Znałem pewną dziewięcioletnią dziewczynkę, która, zapytana przez ojca, nad jaką rzeką leży Warszawa, krztusiła się: Vis... Vis... wreszcie wycedziła: Vistule. Poprostu nazwa Wisły nie mogła dziecku przejść przez gardło. Lucia była w ten sam sposób wychowana. Nigdzie pani tego nie zobaczy zagranicą, tam każdy szanuje swój rodzinny język i ceni go. Francuz nie napisze na