Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trestka obraził się.
— Szczególnie tobie nie mógłbym tego zrobić, bo byś odrazu poznał, mając najmniej na rozkładzie.
— Przepraszam cię! zabiłem sześć zajęcy, wilka i kozła. To trochę więcej, niż u ciebie, gdzie tylko jedna lisia kita błyszczy w otoczeniu dwóch szaraków.
— Dobrze strzelacie obaj i zwierzyny mnóstwo — rzekł pojednawczo Giersztorf.
Hrabia Barski zbliżył się do Waldemara.
— Czekamy ze śniadaniem na panie? — zapytał, biorąc go pod rękę.
— Zapewne, już wkrótce przyjadą.
Hrabia pociągnął go na stronę.
— A propos! niech mi pan powie... raczej określi bliżej stosunek tej... tej... comment donc! panny Rudeckiej do naszego towarzystwa?
Waldemar stanął jak spiorunowany, gniew zawrzał w nim, ostry wzrok zwrócił na hrabiego i spytał:
— Jaki stosunek? Nie rozumiem!
— Ah Dieu! panie ordynacie! chcę, abyś mi jaśniej wytłomaczył pozycję tej panny między nami.
— Jest nauczycielką Luci Elzonowskiej i zarazem towarzyszką... przyjaciółką.
— Nie to. To wiem... Ale ona ma prawa jakieś wyższe, nadane jej przez was?... Ona jest traktowana na równi z pannami ze sfery?... Ale Rudecka to trochę za mały szczebel do naszych wyżyn... za mały!
— Pozwoli pan, nasze wyżyny, jak pan się wyraził, to rzecz bardzo względna i wymagająca szerszego omówienia — przerwał Waldemar.
Hrabia skrzywił się, przybierając postawę pełną godności.
— W ustach pana trochę fałszywie brzmią jego słowa — to nuta nieodpowiednia dla potomka jednego z pierwszych rodów naszej arystokracji.
— Nie jestem, panie hrabio, fanatykiem sferowym. Cenię swój ród, lecz nie kłaniam mu się bałwochwalczo. Stygmat wyższości widzę w czynach, nie w herbie, bo taki sam noszą inne rody w kraju.
— Ale masz pan nad nim mitrę, czego ci inni nie mają.
Waldemar roześmiał się przykrym, szyderczym śmiechem.
— Ach!... Więc to?... u mnie mitra, u hrabiego dziewięć pałek?... to stanowi owe wyżyny? Aa! jeżeli tak, to panna Rudecka istotnie do nas nie dosięga, ale razem z Szeligami, Żninem i wszystkimi, którzy są uważani za naszych, są wśród nas, a jednak mają tylko pięć pałek w koronie.
Hrabia spojrzał ciekawie, lecz z gniewem na ordynata.
— Nie pojmuję pańskiego oburzenia!
— Daruje hrabia, ale ja nie pojmuję całej naszej rozmowy.
Waldemar był wzburzony i nie ukrywał tego, nie bacząc na nic.
— A jednak ja wciąż dążę do tego, aby pana przekonać.
— Nie, hrabio, to na nic. Proszę się nie trudzić!
Barski mówił dalej, jakby nie słysząc:
— Nasz stygmat nie leży w tej samej koronie, lecz i w tradycji. To, co świat cały nazywa arystokracją, wymaga u nas pewnej baczności, nawet pieczołowitości. Nie wolno nam zapominać o tem! nie wolno wprowadzać obcych pierwiastków w nasze zgromadzenie, aby nie wywołać gangreny, paraliżującej nasze poglądy, najświętsze dążenia.