Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kotyljon wił się z niebywałem życiem. Przygotowanych kwiatów zabrakło, szły na ofiary dekorayjne. Waldemar miał na piersiach istny pancerz kwiatowy, Stefcia wyglądała, jak jeden bukiet, panna Rita, hrabianka Melanja, hrabina Wizembergowa, nawet Lucia i młodziutkie księżniczki Podhoreckie pływały w kwiatach. Sala miała wygląd ogrodu: wszystkie panie różowe, rozpromienione, z gwiazdami w oczach, były jak kwiaty. Panowie, niby czarne motyle, uwijali się gęsto przy najpiękniejszych.
Szał ogarnął tańczących, przeszedł we wzajemne oświadczenie się sobie za pomocą kwiatów. Upajająca woń roślin, roznamiętnienie, czar unosił się w blaskach sali, omotując wszystkich niebezpieczną siecią, przeźroczą, jak mistyczna jakaś pajęczyna. Waldemar otrzeźwiał pierwszy i zakończył kotyljona huczną figurą mazurową.
Pomęczone panie uciekały do buduarów. Lokaje roznosili chłodzące napoje. Stefcia, księżniczki i Lucia wybiegły na korytarz. Naręcze kwiatów złożyły na balustradzie, same zaczęły się chłodzić wachlarzami. W tem na schody wbiegł lokaj, niosąc ogromny pęk róż, gwoździków i storczyków, przeplecionych pierzastą paprocią. Znikł w drzwiach sali.
— Ciekawam, dla kogo to? — szepnęła Lucia. — Pewno Zaniecki dla Barskiej.
Kilku mężczyzn otoczyło panienki. Młodzieniec w monoklu prawi Stefci mdłe grzeczności. Zniecierpliwiona zabrała kwiaty, chcąc się schronić do buduaru. Panienki poszły z nią razem.
W przejściu pod filarami spotkały Waldemara.
Szedł niosąc w ręku świeżo przyniesiony pęk kwiatów. Błysk żywej radości zapalił mu się w oczach. Rozdzielił kwiaty na dwie części: jedną połowę wręczył Stefci, a drugą sypnął na nią, jak na corso. Rzekł przyciszonym głosem:
— To nad program. Kwiaty składają pani hołd w mojem imieniu.
Aksamitne róże po zaczepiały się na krepie sukni, upadły na szyję i ramiona Stefci, inne u jej stóp. Jeden storczyk zawisł na włosach. Stała, jak w powodzi.
Waldemar znikł za filarami, zanim zdumiona Stefcia zdążyła mu podziękować. Obie księżniczki z okrzykiem rzuciły się podnosić rozsypane kwiaty i zaczęły je ciskać wesoło na Stefcię. Ona, ochłonąwszy, odrzucała na nie. Bawiły się jak dzieci. Tylko Lucia stała sztywna, jakby zdrętwiała, patrząc nieruchomo, na roześmianą trójkę.
— To już tak?... aż tak? — szepnęła do swej zdumionej duszyczki.
Pani Idalja, nawet nie widząc sceny z bukietem, zaczynała się dąsać na powodzenie Stefci. Dziewczynę spotykały same tryumfy. Arystokratyczna młodzież dobijała się o tańce z nią. Otaczano ją stale ścisłem kołem. Zmęczona, rozpromieniona jak zorza, wirowała po sali niby motyl, niby cudny kwiat, porywający oczy. Pani Idalja widziała ożywienie ordynata, tańczył z nią zbyt często i zbyt namiętnie. Lecz najgorzej bolało baronową, że Waldemar hrabiankę Melanję zaniedbywał.
Po kotyljonie, w bocznym buduarze, podeszli do baronowej: hrabia Barski z jednej strony, z drugiej hrabina Ćwilecka, i oboje mocno zgorszeni rozpoczęli atak. Hrabia mówił:
— Popełniła baronowa odstępstwo od zasad arystokracji, wprowadzając w nasze kółko tę Rudecką. To trochę skandal! Ca ressemble un peu mal!